W organizowanych przez Yad Vashem obchodach 75. rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz nie weźmie udziału prezydent Andrzej Duda. Obecność polskiego prezydenta uzależniona była od możliwości publicznego zabrania głosu, na co nie wyrażono zgody.
Kilka dni później obchody związane z 75. rocznicą odbędą się również na terenie byłego obozu.
"Organizacja więcej niż jednej uroczystości poświęconej wielkiej rocznicy nie jest taka niezwykła, ale dzieje się tu coś więcej. Za chęcią uczczenia pamięci ofiar kryją się inne, mniej honorowe cele" - pisze na łamach "Haaretz" publicysta Ofer Aderet. Wymienia m.in. wewnętrzną politykę społeczności żydowskiej, potyczki dyplomatyczne, spory historyczne i grę o władzę.
"Wykluczenie Dudy przez Yad Vashem z listy przemawiających byłoby łatwiejsze do uzasadnienia, gdyby głos zabrali ocaleni z Holokaustu lub historycy II wojny światowej. Ale wiceprezydent USA Mike Pence, prezydenci Rosji, Francji, Niemiec i Izraela, a także brytyjski książę Karol i premier Netanjahu zostali zaproszeni do zabrania głosu na tej uroczystości" - czytamy.
"Wyjaśnienie Yad Vashem, że wszyscy mówcy są 'głowami państw, które doprowadziły do wyzwolenia świata spod okupacji hitlerowskiej' pozostawia wiele do życzenia" - dodaje. Uważa, że w takiej sytuacji głosu nie powinni zabierać przedstawiciele Izraela i Niemiec. Wątpliwości ma także wobec prezydenta Francji, którego kraj współpracował z nazistami.