Wiktor Juszczenko zgłosił kandydaturę Julii Tymoszenko na premiera Ukrainy. Byłej sojuszniczce z czasów pomarańczowej rewolucji prezydent postawił jednak warunek: jej partia musi doprowadzić w parlamencie do uchwalenia kilkunastu ustaw przewidzianych w umowie koalicyjnej. – Myślę, że wystarczą na to dwa, trzy dni – powiedział.
Prezydentowi bardzo zależy, by deputowani demokratycznej większości poparli m.in. ustawę o likwidacji immunitetu poselskiego oraz ulg i przywilejów dla członków parlamentu, ustawę o Gabinecie Ministrów (oficjalna nazwa rządu) dającą większe uprawnienia premierowi oraz ustawę regulującą kompetencje władz centralnych i lokalnych. Prezydent zasugerował także, że stanowisko wiceprzewodniczącego parlamentu powinien otrzymać przedstawiciel opozycji, zapewne Partii Regionów dotychczasowego szefa rządu Wiktora Janukowycza.
Głosowanie w sprawie kandydatury Julii Tymoszenko miało się odbyć już wczoraj, jednak zostało odłożone (być może do wtorku). – Żądania prezydenta mogą wydłużyć procedurę wyboru szefa rządu – tłumaczy Ołeksandr Turczynow, bliski współpracownik Julii Tymoszenko. Politycy z otoczenia Tymoszenko twierdzą, że na szybkie podjęcie decyzji przez Juszczenkę miała wpływ oficjalna wizyta w Kijowie polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
– W Polsce koalicja została sformowana w bardzo szybkim tempie, co ma być dobrym przykładem dla elit ukraińskich. Juszczenko nie ma zresztą innego wyjścia, bo zwlekanie z powołaniem nowego premiera i rządu nikomu nie jest na rękę, chyba że Partii Regionów – powiedział “Rzeczpospolitej” Wołodymyr Połochało, znany politolog, od niedawna deputowany Bloku Julii Tymoszenko.
O tym, że na decyzję Juszczenki w sprawie Tymoszenko miała wpływ wizyta Lecha Kaczyńskiego, mówią także przeciwnicy pomarańczowych. – Przyjazd prezydenta Polski był dobrą okazją. Koalicja pomarańczowych ma jednak tylko 227 głosów. Jutro ktoś się rozchoruje albo pokłóci, co oznacza brak stabilności – tłumaczy “Rz” Wołodymyr Siwkowycz, deputowany Partii Regionów.