20-letnia Alizée Poulicek, jasnowłosa piękność z francuskojęzycznej prowincji Liege, podczas finału wyborów Miss Belgii, który odbył się w niderlandzkojęzycznej Antwerpii, odczuła na własnej skórze, jak poważny konflikt językowy targa belgijskim państwem.
Gdy w ostatnim etapie konkursu poświęconym osobowościom kandydatek usłyszała pytanie: „O czym myślałaś w wieku dziesięciu lat?”, rozejrzała się niepewnie po wielkiej hali. Publiczność pomogła i przetłumaczyła zadane po niderlandzku pytanie na francuski, ale gdy Alizée odpowiedziała również po francusku, z tysięcy gardeł wydobyło się głośne „Uuu…”.
Nieznajomość niderlandzkiego, drugiego obok francuskiego języka oficjalnego Belgii, którym mówi 60 procent mieszkańców kraju, nie przeszkodziła Alizée zdobyć sympatii większości widzów. To oni, przysyłając esemesy, przyznawali koronę najpiękniejszej Belgijce.
Nie oszczędzili jej za to dziennikarze flamandzkich gazet, którzy na konferencji po finale zadawali jej pytania wyłącznie po niderlandzku. Dotyczyły głównie nieznajomości tego właśnie języka. Tłumaczyły dwie wicemiss, jedna pochodząca z Flandrii, a druga z Brukseli – obie biegle mówiące i po francusku, i po niderlandzku. Alizée obiecała, że nieznajomość niderlandzkiego szybko nadrobi. Jest na to szansa, bo Alizée mówi już trzema językami: francuskim, angielskim i czeskim. Jej ojciec jest Czechem, a ona sama dopiero od sześciu lat mieszka w Belgii.
Gwizdy antwerpskiej publiczności i krytyka ze strony flamandzkiej są kolejnym dowodem na to, że Belgia potrzebuje reform. Bo flamandzka większość, która wytwarza znaczną część dochodu narodowego, nie zawsze czuje się dobrze traktowana przez walońską mniejszość. Jednak styl kandydującego na premiera flamandzkiego chadeka Yves’a Leterme’a zniechęca francuskojęzycznych partnerów politycznych do negocjacji.