W grudniu 2007 roku kandydat Partii Demokratycznej na prezydenta Barack Obama wezwał do wprowadzenia embarga na import zabawek z chińskich fabryk. Tym samym zrobił ukłon w stronę amerykańskich przedsiębiorców oraz zaniepokojonych konsumentów.
Pierwsi twierdzą, że zalew tanich produktów z Państwa Środka doprowadza do upadku wiele rodzimych firm. Drudzy są coraz bardziej zaniepokojeni słabą jakością importowanych przedmiotów. Zabawki, z których obłazi rakotwórcza farba i odpadają groźne dla dzieci części, zatruta karma dla kotów, nieprzetestowane lekarstwa, wybuchające opony, samozapalające się grzejniki czy pasta do zębów z trującymi chemikaliami.
Działalność firmy Marka Ndesandjo wzbudza poważne wątpliwości
Kontrowersje wywołuje również sposób wytwarzania tych produktów. Obrońcy praw człowieka alarmują, że często wykorzystuje się do tego dzieci, a dorośli robotnicy pracują zbyt długo, za małe pieniądze i w koszmarnych warunkach. „Rodzinne związki Baracka Obamy z zalewem chińskich produktów mogą się okazać dla niego bardzo kłopotliwe” – napisał brytyjski „Times”.
Gazeta odkryła bowiem, że przyrodni brat kandydata na prezydenta Mark Ndesandjo – sam Obama nazywa go po prostu bratem – mieszka w Chinach, gdzie udziela porad i używa swoich kontaktów do pomagania tamtejszym producentom w podbijaniu amerykańskiego rynku.