Studenci ze strachem myślą o przyszłości. Bezrobocie nie spada poniżej 7 procent, co piąty Grek żyje poniżej granicy ubóstwa. To nie wróży młodym łatwego życia. – Wszyscy zawiedli nasze dzieci – mówił dziekan Uniwersytetu Ateńskiego Christos Kittas, rezygnując ze stanowiska.
– Rząd chce odebrać nam darmowe akademiki i książki. Skrócić czas studiów, zrównać prawa publicznych i prywatnych uczelni – wylicza Maria, studentka drugiego roku Uniwersytetu w Rodos. – Nie należę do żadnej partii, ale akurat w tej sprawie zgadzam się z komunistami – dodaje. Nie zgadza się jednak na przemoc. – Jestem z Aten, mieszkam w dzielnicy, w której zabili tego 15-latka. Mam brata w jego wieku, bałam się, że to on. To nie najlepsza okolica, często dochodzi tam do starć anarchistów z policją. Boję się, by mój brat nie poszedł z kolegami protestować – mówi.
Protesty i strajki to uniwersytecki chleb powszedni. Życie toczy się wokół licznych partii, których członkowie co jakiś czas kłócą się i biją, ale głównie zdzierają plakaty konkurencji. A lewicowcy co i raz zarządzają protesty. Dwa tygodnie temu siedzieliśmy na zajęciach. Do sali wszedł Dymitris z kolegami. Ma 26 lat, wciąż studiuje, bo chce jechać na unijne stypendium. Kazał nam się rozejść. Groził, że jeśli stawimy opór, będą musieli nas wyrzucić. Po krótkiej wymianie zdań, bojąc się, że siłą wywloką go z sali, profesor odwołał zajęcia.
– Mają za dużo wolności i nie wiedzą, co z nią zrobić – komentuje Marysia, Polka, która skończyła tu liceum, a teraz studiuje. W Grecji studentowi wolno wszystko. Może jeść, pić alkohol, palić na zajęciach. Może odebrać telefon i wszyscy czekają, aż skończy rozmawiać. – Niedawno protestowali uczniowie. Nauczyciele patrzyli, jak ich wyzywają i rzucają kamieniami w policję. Skoro w liceum rzucają kamieniami, to na studiach sięgną po koktajle Mołotowa – mówi Marysia.
W poniedziałek w Rodos uczniowie poszli protestować przeciw nadużyciu siły przez stróżów prawa. Krzycząc: „Policja to świnie i mordercy“, doszli pod urząd miasta. Czekali na nich komendant policji i przedstawiciele lokalnych władz, by pokornie dać się obrzucić owocami i butelkami. Policjanci zza szyb robili zdjęcia komórkami. Uczniowie też fotografowali się w akcji. Kto dorzucił kamieniem do okna i rozbił szybę, dostawał oklaski. Zero zadumy nad śmiercią rówieśnika. Potem kilku „niebieskich“ z tarczami wyszło, wywołując podniecenie. Ale i oni dali się obrzucić tym, co uczniowie mieli pod ręką.Po godzinie nauczyciel krzyknął przez megafon: „Dzieci, uspokójcie się, wracamy“, i wszyscy się rozeszli. Marsz zorganizowano, by dzieciaki mogły dać upust emocjom. Ale później studenci z partii lewicowych i anarchiści starli się z policją. Kilka osób zostało zatrzymanych.