Sytuacja w Strefie Gazy w ostatnich tygodniach była tragiczna. Na tym niewielkim skrawku palestyńskiego terytorium (360 kilometrów kwadratowych) mieszka ponad 1,5 miliona ludzi. Trzy czwarte z nich jest całkowicie uzależnionych od pomocy humanitarnej. Ta zaś od dłuższego czasu nie była dostarczana z powodu izraelskiej blokady.
Strefa Gazy znajduje się bowiem pod kontrolą ekstremistycznej organizacji Hamas, która stawia sobie za cel zniszczenie Państwa Izrael. Tylko w ostatnich dniach bojownicy Hamasu wystrzelili w stronę Izraela ponad 50 pocisków moździerzowych i rakiet domowej roboty. Mimo to izraelski minister obrony Ehud Barak zdecydował się na otwarcie granicy.
Przejechać przez nią ma około 90 ciężarówek pełnych leków, żywności i innych podstawowych produktów. Władze Izraela chcą w ten sposób pokazać zwykłym mieszkańcom Strefy Gazy, że nie oni, lecz organizacja Hamas jest uważana przez Izrael za przeciwnika.– Ci ludzie mają w nosie obywateli. To Hamas jest odpowiedzialny za wasze cierpienia – powiedział minister Benjamin Ben-Eliezer.
Decyzja Baraka spotkała się jednak z krytyczną reakcją wielu Izraelczyków. Prawicowy deputowany Arieh Eldad wezwał prokuraturę do postawienia ministra przed sądem za dostarczenie zaopatrzenia wrogowi w trakcie działań wojennych.