Do incydentu doszło podczas operacji rosyjskich sił bezpieczeństwa przeciwko inguskim partyzantom rozpoczętej w tym tygodniu. Gdy milicjanci otoczyli wczoraj dom w Nazraniu, gdzie ukryli się bojownicy, tamci otworzyli ogień.
Strzelanina trwała dwie godziny. Później wybuchła bomba. Zdaniem rosyjskiej FSB rebelianci (cztery – pięć osób) wysadzili się w powietrze. – Eksplozja była tak silna, że zniszczyła okoliczne domy i transporter opancerzony – mówił prezydent Inguszetii Junusbek Jewkurow. Kilka dni temu, w wywiadzie dla gazety „Kommiersant-Włast” stwierdził, że niestabilna sytuacja na Kaukazie jest na rękęUSA.
Do ataków na rosyjskich milicjantów i żołnierzy w Inguszetii dochodzi coraz częściej. Miejscowe władze obwiniają o akty przemocy inguskich i czeczeńskich ekstremistów islamskich.
Organizacja Memoriał twierdzi, że to rosyjskie siły bezpieczeństwa odpowiadają za eskalację przemocy w tym regionie Federacji Rosyjskiej, stosując „bezprawne praktyki” wobec islamskich rebeliantów. „Konflikt na Kaukazie przeradza się w wojnę. Bojownicy ustępują żołnierzom OMON liczbą, wyszkoleniem i rodzajem uzbrojenia, ale partyzanci mają swoje przewagi: poparcie miejscowej ludności i doskonałą orientację w terenie” – pisał portal Małorossija.
– To jeszcze nie jest wojna, ale konflikty w Inguszetii będą się nasilać – mówi „Rz” Siergiej Markiedonow, ekspert Instytutu Politycznej i Wojskowej Analizy w Moskwie. – Specjalne operacje niewiele dadzą. Trzeba zmieniać system i stwarzać warunki, by terroryzm przestał być opłacalny.