Zaczęło się wcześnie rano, gdy kandydaci na policjantów ćwiczyli przed siedzibą szkoły w Lahore na wschodzie Pakistanu. Napastnicy podbiegli do nich z czterech stron. Na dany znak obrzucili zaskoczonych młodych ludzi granatami, a następnie otworzyli do nich ogień z broni maszynowej. Niespodziewany atak wywołał chaos, który terroryści wykorzystali, by wedrzeć się do środka budynku.
Tam sterroryzowali rekrutów, którym nie udało się uciec (w panice wyskakiwali z okien), i zabarykadowali się w budynku. Chociaż wzięli kilkunastu zakładników, nikt nie zamierzał z nimi negocjować. Przybyłe na miejsce oddziały sił specjalnych natychmiast przystąpiły do szturmu na szkołę.
Walki trwały osiem godzin. Świadkowie mówili o śmigłowcu, który z bliskiej odległości ostrzeliwał okna budynku. Maszyna została uszkodzona przez zaciekle broniących się terrorystów, pilotowi udało się jednak bezpiecznie wylądować. Bojownicy odparli jeszcze kilka szturmów, przeprowadzanych między innymi przy użyciu transportera opancerzonego.
W końcu jednak musieli ustąpić przeważającym siłom policji. Umieszczeni na dachach sąsiednich budynków snajperzy nasilili ogień, a do środka wdarli się komandosi. Wczoraj wieczorem pakistańskie telewizje poinformowały o zakończeniu oblężenia. Pokazywały żołnierzy cieszących się ze zwycięstwa na dachu budynku. Strzelali w powietrze i dziękowali Allahowi.
Dziennikarze, którym udało się dostać do środka, mówili o wstrząsających scenach. Zapach prochu, tony rozbitego szkła i obłupanego przez pociski tynku, kałuże krwi i fragmenty ludzkich ciał na podłodze. Trzech zamachowców wysadziło się bowiem w powietrze. W sumie w ataku brało udział siedmiu mężczyzn. Czterech zginęło. Trzech zostało zatrzymanych. Na zdjęciach można było zobaczyć, jak rozwścieczeni żołnierze łapią i kopią brodatego terrorystę.