Białoruski prezydent odwiedził gminę Tałaczyn. „Nieopodal siedziby rejonowych władz przechodził mężczyzna. Zatrzymał się i zadzwonił do żony, by uprzedzić, że nie wyłączył kuchenki gazowej. Podeszło do niego dwóch ubranych po cywilnemu policjantów i zażądało, by przerwał rozmowę – opowiadał Radiu Swoboda Mikołaj Piatruszenka, miejscowy działacz społeczny.

Tłumacząc się wymogami bezpieczeństwa, milicja zalecała mieszkańcom, by zamykali okna, zaciągali zasłony i w miarę możliwości nie wychodzili z domów. Piatruszenka wspomniał o patrolu milicji, dyżurującym pod jego domem, i listonoszce, która zatrzymała się w pobliżu siedziby władz, by zamienić słowo ze znajomą. Do nich również podeszli funkcjonariusze i poprosili, by stamtąd odeszły – opowiadał.

Bezprecedensowe środki bezpieczeństwa w Tałaczynie zaskoczyły dziennikarkę z Witebska. – Pamiętam, jak Łukaszenko był gościem ubiegłorocznego festiwalu sztuki Słowiański Bazar w Witebsku. Nie było wtedy tak drakońskich środków ostrożności. Ludzie normalnie chodzili po mieście. Byłam także na koncertach z udziałem prezydenta. Przechodził przez żelazną bramkę jak wszyscy – mówi „Rz” reporterka Radia Witebsk Galina Zacharowa.

Według ekspertów troska o bezpieczeństwo białoruskiego przywódcy w małych miasteczkach to nie to samo, co w 2-milionowym Mińsku czy 400-tysięcznym Witebsku. – Im mniejsza miejscowość, tym większa obawa urzędników, że coś pójdzie nie tak. Dlatego starają się, jak mogą – mówi „Rz” politolog Wiktor Czernow.

Zdaniem opozycji bezprecedensowe środki bezpieczeństwa wokół białoruskiego przywódcy świadczą przede wszystkim o jego paranoidalnym strachu. Na początku sierpnia w obwodzie brzeskim przed wizytą Łukaszenki myśliwym odebrano broń.