Wczoraj Portugalczyk przedstawił dziennikarzom swój manifest wyborczy. Liczący 47 stron dokument został jednocześnie przesłany szefom grup politycznych w Parlamencie Europejskim. Obiecał w nim, że jego Komisja skupi się na walce z bezrobociem i ze zmianą klimatu, obiecał też przebudowę rynków finansowych. To wyraźny gest w stronę lewicy, która zarzuca Barroso, że nie dość szybko i niewystarczająco reagował na objawy kryzysu.
Pierwszy raz w historii kandydat na przewodniczącego Komisji Europejskiej przedstawia swój program i prowadzi coś na kształt kampanii wyborczej. Dotąd wystarczyły kuluarowe uzgodnienia na szczycie przywódców Unii, potem potwierdzane bez protestów w głosowaniu przez Parlament Europejski. Tym razem zieloni, socjaliści i liberałowie zmusili szefa KE do większego wysiłku intelektualnego. Nie zgodzili się na głosowanie na jego kandydaturę w lipcu, na razie nie obiecali też jeszcze zgody na głosowanie we wrześniu. Ostateczna decyzja, czy głosowanie odbędzie się 16 września w Strasburgu, zapadnie na spotkaniu prezydium Parlamentu Europejskiego 10 września. Zanim to nastąpi, Barroso spotka się ze wszystkimi grupami politycznymi. Zapewnione poparcie, niedające jednak większości w PE, ma ze strony dwóch grup: największej chadecji oraz nowej grupy – Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, piątej co do liczebności.
Wczoraj grupa EKR podtrzymała swoje poparcie dla Barroso. – To jedyny obecnie wiarygodny i wybieralny kandydat – oświadczył Michał Kamiński, szef tej frakcji.
W swoim manifeście obecny szef KE wyraźnie stara się przypodobać większości eurodeputowanych, którym zależy na rosnącym znaczeniu politycznym ich instytucji. – Zawsze to Komisja Europejska – jako strażnik traktatów – definiowała, czym jest interes europejski. Teraz Barroso mówi, że powinny robić to wspólnie obie instytucje – zauważa Piotr Kaczyński, ekspert z Brukseli.
Kadencja obecnej komisji upływa w październiku. Ale spory personalne trwały tak długo, że nowa komisja rozpocznie prace najwcześniej 1 stycznia 2010 roku.