Centralna Agencja Wywiadowcza – odkąd w 2001 roku Amerykanie obalili reżim talibów – poluje w Afganistanie na przywódców i groźnych bojowników al Kaidy. W trudno dostępnych górach eliminuje ich za pomocą rakiet wystrzeliwanych przez supernowoczesne samoloty bezzałogowe. W miastach używa tradycyjnej, staromodnej metody: paru gramów ołowiu.
Aby mogła skutecznie wykonywać te zadania, do Afganistanu zostali wysłani najlepsi specjaliści, jakimi dysponowała CIA. W ciągu kilku lat udało się im rozpracować i zinfiltrować struktury i poszczególne komórki ugrupowań terrorystycznych. Ich pracę Pentagon oceniał niezwykle wysoko. Tym większe było więc zaskoczenie, gdy „najlepsi z najlepszych” myśliwych zamienili się w zwierzynę.
– Atak na tajną bazę CIA w prowincji Chost to wielki cios dla CIA – mówi „Rz” pragnący zachować anonimowość amerykański ekspert ds. terroryzmu.
– Wielu ludzi uważa terrorystów za śmierdzących baranim łojem prymitywów w turbanach. A tu proszę: byli w stanie umieścić swojego agenta w CIA i wystrychnąć na dudka jedną z najlepszych służb wywiadowczych świata. Obawiam się, że CIA w Afganistanie nieprędko się pozbiera po tym ciosie – dodaje.
Samobójczy zamach w bazie w prowincji Chost jest najpoważniejszym atakiem na CIA od 1983 roku, gdy w wyniku zamachu na Ambasadę USA w Bejrucie zginęło jej ośmiu agentów. O skali obu ataków świadczy fakt, że w całej historii agencji – czyli od 1947 roku – podczas wykonywania zadań poległo zaledwie 90 jej pracowników.