Wczoraj w kaplicy swego XV-wiecznego pałacu w centrum Sewilli 85-letnia księżna Cayetana Fitz-James Stuart de Alba przysięgła 60-letniemu Alfonso Diezowi, że nie opuści go aż do śmierci. Lekceważąc ostrzeżenia szóstki dzieci i króla Juana Carlosa, którego – zgodnie z tradycją – prosiła o błogosławieństwo. Księżna, która wcześniej pochowała dwóch mężów, tłumaczyła mediom, że jest praktykującą katoliczką, nie może więc żyć pod jednym dachem z mężczyzną niepoślubionym przed Bogiem. – Dlatego wychodzę trzeci raz za mąż – mówiła. – Jestem przeciwna rozwodom, aborcji i wszystkim tym okropnościom – zapewniła uchodząca za libertynkę ulubienica kolorowej prasy. A zarazem najbardziej utytułowana arystokratka świata (ma 43 tytuły), wpisana z tego powodu do Księgi rekordów Guinnessa.

Na koniu do katedry

Historia jej rodziny sięga XIV wieku. Potomkowie Albów cieszą się większymi przywilejami niż monarchowie Hiszpanii. Nie muszą zginać kolan przed papieżem, mogą wjeżdżać konno do sewilskiej katedry. Księżna przy całej swej ekscentryczności tego nie robi, za to chadza boso, ubiera się w stylu dzieci kwiatów i nosi od 40 lat tę samą fryzurę – burzę loczków w kolorach od jasnego różu po pomarańcz. Ponoć jest uzależniona od skalpela, choć za to, co zrobili z jej twarzą chirudzy plastyczni, każdy sąd przyznałby jej odszkodowanie. Mimo to – jako jedyna Hiszpanka – znalazła się w zeszłorocznym rankingu najelegantszych kobiet świata „Vanity Fair". Na plaży wciąż nosi bikini. Chwali się, że chciał ją malować Picasso, ale mąż nie pozwolił jej pozować.

Mężczyzna, którego poślubiła, to skromny urzędnik, do niedawna pracował w ubezpieczeniach społecznych i zarabiał półtora tysiąca euro miesięcznie. Poznała go 30 lat temu, a gdy spotkali się ponownie przed czterema laty w kinie, miłość spadła na nich podobno jak grom z jasnego nieba. – Czułam się taka samotna – mówiła kolorowym magazynom. Zapewniała, że poślubi Dieza, choćby sprzeciwiał się temu cały świat. Wychodząc za niego, chciała pokazać, że w wieku 85 lat nadal jest głową rodziny i sama kieruje swym życiem. Opinia publiczna była jej raczej życzliwa, bo „Tana" jest w Hiszpanii lubiana. W końcu i król zmienił zdanie: przyjął narzeczonych i życzył im wszystkiego najlepszego.

Miliardy do podziału

Sprzeciw dzieci pokonała, dzieląc między nich fortunę Albów. Było co rozdawać, bo księżna jest jedną z najbogatszych Hiszpanek. Jej majątek szacuje się na 3,5 mld euro. Mówiono, że może przejechać Hiszpanię, nie opuszczając swych włości. Podział majątku trochę uspokoił spadkobierców powątpiewających w szczerość zapewnień przyszłego ojczyma, że żeni się z ich matką z miłości.

Po obdzieleniu ich pałacami, ziemiami, obrazami Tycjana, Goi, Velasqueza i gotówką (każde dostało 110 mln euro) dzieci pozwoliły jej wyjść za mąż, choć nie każdemu dała to, na co liczył. Najbardziej sfrustrowany był najmłodszy syn Jacobo, który zamiast wyśnionej rezydencji na Ibizie musi zadowolić się „licznymi wiejskimi posiadłościami". Nie przyszedł na ślub, wymawiając się pilną podróżą. Na uroczystości w wąskim gronie, na które zaproszono tylko około 30 osób, nie pojawiła się też jedyna córka panny młodej Eugenia. Kilka godzin przed ślubem powiadomiła matkę, że ma ospę wietrzną.