Unijni urzędnicy potrafią dostrzec śmiertelne zagrożenie w najbardziej niewinnej zabawce. Nowa dyrektywa przestrzega m.in. przed balonami i papierowymi rozwijanymi trąbkami, nieodłącznymi atrakcjami przyjęć dla najmłodszych.
Dzieci, które nie ukończyły ośmiu lat, mają teraz dmuchać w balony pod czujnym okiem rodziców, a rozwijane gwizdki będą dozwolone dopiero od 15. roku życia. – Ustnikiem można się udławić, a balon, pękając, wystraszy dziecko – tłumaczą urzędnicy. Producenci „groźnych zabawek" mają umieszczać na opakowaniach ostrzeżenia. – Co z tego, że dzieci nadmuchiwały balony od pokoleń? Teraz nie będą tego robiły i dzięki temu będą bardziej bezpieczne – ucina przedstawiciel Brukseli cytowany przez brytyjski „Daily Telegraph".
Urzędnicy zabrali się też do misiów i innych pluszaków. Muszą być zrobione z takich materiałów, by można było je prać. Wypychane trocinami, stroniące od kąpieli misie, z którymi zasypiały całe pokolenia najmłodszych Europejczyków, zostały uznane przez UE za bomby biologiczne.
– Dzieci jak świat światem nadmuchiwały baloniki i nic się nie działo – dziwi się psycholog dziecięcy Krystyna Weigl-Albert. – Takie dyrektywy służą mnożeniu urzędniczych stanowisk. Zamiast myśleć o dziecku, myśli się o zakazach. Trzeba postawić na zdrowy rozsądek. Dziecku nie można wszystkiego zabronić. Czasem musi się sparzyć, by się czegoś nauczyć. Na tym polega doświadczenie – mówi „Rz". Zgadza się, że są ograniczenia,wynikające ze znajomości psychologii rozwojowej. – Wiadomo na przykład, że dziecko nie może bawić się tabletkami, bo jest ryzyko, że je połknie – dodaje.
Krzysztof Błaszczyk z firmy certyfikującej TÜV Rheinland przekonuje jednak, że warto dmuchać na zimne: – Niektóre przepisy wydają się abstrakcyjne, dopóki nie dojdzie do incydentu, który zagrozi życiu czy zdrowiu dziecka, co może mieć poważne konsekwencje prawne.