Projekt, który jest oczkiem w głowie Władimira Putina – stworzenie pod przewodnictwem Rosji eurazjatyckiego bloku wzorowanego na UE – jest coraz bliższy realizacji. Rosja, Białoruś i Kazachstan, kraje, które mają tworzyć kręgosłup tego tworu, stworzyły jedną przestrzeń gospodarczą.
Powołana została również Eurazjatycka Komisja Gospodarcza, organ mającej powstać Unii Eurazjatyckiej. Ma odgrywać rolę podobną do roli, jaką odgrywa w UE Komisja Europejska. Związek chcą tworzyć Rosja, Kazachstan i Białoruś, ale ambicje Moskwy sięgają dalej. Ma mieć charakter globalny i być otwarty dla innych. Prezydent Dmitrij Miedwiediew mówił, że będzie bardziej odporny na wstrząsy niż UE.
Komisją kieruje minister przemysłu i handlu Rosji Wiktor Christienko. Aby sprawować nową funkcję w lutym odejdzie więc z rządu. Od 1 stycznia w Mińsku działa także sąd, w którym kraje jednej przestrzeni gospodarczej będą rozstrzygały spory.
Przeciwnicy Unii Eurazjatyckiej twierdzą, że jest rozpaczliwą próbą reanimacji ZSRR, podobnie jak nieudany projekt Wspólnoty Niepodległych Państw (WNP).
Politycy w Moskwie radzą więc, jakich błędów powinna unikać nowa struktura. – Problemem WNP był brak ponadnarodowych instytucji. Związek nie może też powielać błędów UE. W Brukseli myśleli, że im większa wspólnota, tym lepiej. Rozszerzenie wywołało problemy – mówił były rosyjski premier Jewgienij Primakow. Zdaniem moskiewskiego politologa Grigorija Trofimczuka Rosja nie powinna kusić pieniędzmi sąsiednich krajów – potencjalnych członków Unii. – Tak było za ZSRR, gdzie proponowano darmowe studia czy mieszkania. Teraz to nie wchodzi w grę – twierdzi. Pytany, jakie państwa mogłyby tworzyć integracyjny blok, odpowiadał. – Proszę spojrzeć na mapę. Na przykład Mongolia. Rosja o niej zapomina. USA – nie.