Rząd premiera Viktora Orbana ugina się pod coraz bardziej zmasowaną krytyką niezliczonych przeciwników na Węgrzech i za granicą. Lewicowe media w Europie prześcigają się w dramatycznych opisach sytuacji na Węgrzech, gdzie ich zdaniem rodzi się faszyzm, zanika demokracja, a głoszący hasła patriotyczne rząd zamyka usta swym przeciwnikom, uchwalając raz po raz ustawy sprzeczne z przyjętymi w Europie normami.
Przesadna krytyka
Pojawiają się informacje, że opozycyjna partia socjalistyczna została uznana za organizację przestępczą. Tymczasem określenie to dotyczy poprzedniczki tej partii – komunistycznej Węgierskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej. Zgodnie z nową ustawą socjalistycznej opozycji nic nie grozi. To zaledwie jeden z przykładów nieuzasadnionej krytyki prawicowego rządu Orbana, chociaż można mu też jednak sporo zarzucić.
Zaniepokojenie sytuacją na Węgrzech wyraziła w grudniu sekretarz Hillary Clinton w liście do Viktora Orbana, podobnie jak nieco wcześniej szef Komisji Europejskiej José Manuel Barroso, który krytykował nowe regulacje, jak oceniano podporządkowujące de facto rządowi Węgierski Bank Centralny.
– Sprawa banku centralnego jest zasadniczym punktem krytyki Brukseli. USA są poważnie zaniepokojone ograniczeniami wolności prasy – mówi „Rz" Peter Balazcs, minister spraw zagranicznych w poprzednim lewicowym rządzie. Jego zdaniem Viktor Orban popełnił za dużo błędów. – Nie udaje mu się też poprawić sytuacji gospodarczej, czego wynikiem jest najniższy w historii kurs forinta do euro – przekonuje. W środę za euro płacono 320,18 forinta, gdy 7 grudnia 299 forintów.
Nie wszyscy są jednak skłonni dokonywać tak jednoznacznie negatywnej oceny rządu Orbana. – Sporządzenie bilansu jest niełatwe. Z jednej strony stara się przeprowadzić szereg reform gospodarczych mających poprawić sytuację, jak wprowadzenie 16-proc. podatku liniowego, z drugiej wiele jego posunięć jest kontrowersyjnych – przyznaje Kai-Olaf Lang z niemieckiej Fundacji Nauka i Polityka.