Xi Jinping to polityk należący do nowej generacji. Jest więc zupełnie inny od dawnych komunistycznych aparatczyków. Dobrze wykształcony. Znający języki obce i swobodnie poruszający się po salonach zachodniego świata. Lubi hollywoodzkie filmy o drugiej wojnie światowej, a dla relaksu ogląda w telewizji mecze amerykańskiej koszykówki.
Chociaż niepozorny Xi Jinping na liście najpotężniejszych ludzi świata magazynu „Forbes" zajmuje na razie 69. miejsce, to wkrótce może awansować do pierwszej dziesiątki. Już w 2013 roku, gdy obecny prezydent Hu Jintao odejdzie na emeryturę, Xi zostanie bowiem przywódcą najludniejszego kraju i drugiej pod względem wielkości gospodarki świata. Oczywiście formalnie będzie musiał wygrać wybory, ale chiński żart mówi, że Partia Komunistyczna nie ma nic przeciw wyborom, jeśli tylko wcześniej zna ich rezultat.
O namaszczeniu Xi na nowego lidera świadczy zaś fakt, że już w 2010 roku został nominowany na wiceprzewodniczącego potę- żnej Centralnej Komisji Wojskowej, która kieruje ponaddwumilionową chińską armią.
Amerykanie, którzy w tym tygodniu podejmowali go z honorami, już teraz traktują go więc wyjątkowo ciepło. W walentynki Barack Obama ugościł Xi w Gabinecie Owalnym, a przez kolejnych kilka dni za oceanem Chińczyk jadał kolacje z Joem Bidenem i Hillary Clinton.
Książątko
Przyszły prezydent to syn bohatera rewolucyjnego. Xi Zhongxun najpierw zakładał komunistyczną partyzantkę na północy Chin, a potem jako jeden z ojców założycieli Partii Komunistycznej doszedł do stanowiska wicepremiera.