Zdaniem katolików władze zmuszają ich do działań sprzecznych z ich przekonaniami. I to pod groźbą kar. W ramach reformy służby zdrowia – kluczowego przedsięwzięcia prezydenta Baracka Obamy – pracodawcy amerykańscy powinni zapewnić pracownikom ubezpieczenie medyczne, zawierające również antykoncepcję. Co prawda wykluczono z tego kościoły i domy modlitwy, ale zapomniano o innych instytucjach religijnych – szkołach, szpitalach i organizacjach charytatywnych, a takich instytucji katolickich są w USA tysiące.
Co znaczy „religijny"
Po protestach, w lutym Obama nieco zmodyfikował swój projekt. Teraz każda instytucja religijna może być z niego wyłączona. Ale jak dowodzi znany katolicki Uniwersytet Notre Dame, zainteresowani muszą przekonać władze, że są wystarczająco „religijni". Na dokładkę instytucja lub organizacja powinny służyć osobom jednej wiary, a tymczasem do szkół katolickich uczęszczają też uczniowie innych wyznań. Według Jane Belford, kanclerz archidiecezji waszyngtońskiej, „definicja jest tak wąska, że nawet praca Marii Teresy nie zostałaby uznana za religijną".
Przeciw administracji Obamy wystąpiły łącznie 43 instytucje i organizacje katolickie, w tym archidiecezja Nowego Jorku oraz wspomniany już Uniwersytet Notre Dame z Indiany i Katolicki Uniwersytet Ameryki z Waszyngtonu. Pozwy zostały złożone w kilkunastu sądach w całych Stanach Zjednoczonych.
Groźba dla Obamy
Cała ta sprawa staje się coraz groźniejsza dla Obamy, który liczy na głosy katolickich wyborców. W 2008 roku na Obamę głosowało 54 proc. spośród około 70 mln amerykańskich katolików. Poparcie dla przyszłego prezydenta było w tej grupie o 2 proc. większe niż przeciętnie w całym kraju. Jednak katolicy to w USA jedna z najbardziej podzielonych politycznie grup społecznych. Jedna trzecia z nich uważa, że przy wyborze kandydata na prezydenta najistotniejsze są jego deklaracje w sprawie aborcji i małżeństw homoseksualnych. Jednak katolicy jako całość w kwestiach gospodarczych i światopoglądowych są bardziej lewicowi niż reszta społeczeństwa. Ponad połowa z nich popiera legalizację małżeństw homoseksualnych i jest to odsetek wyższy od przeciętnej krajowej. Tak głębokie różnice w poglądach wiążą się z podziałami etnicznymi.
W amerykańskich badaniach opinii publicznej wyróżnia się „wszystkich katolików" i „latynoskich katolików". Ma to fundamentalne znaczenie. W 2008 roku wśród białych katolików zamieszkujących głównie stany północno-wschodnie wygrał republikański kandydat John McCain. Wśród Latynosów natomiast poparcie dla Obamy było tak duże (67 proc.), że przechyliło na jego korzyść szalę zwycięstwa w całej tej grupie wyznaniowej. Badania wykazały, że dla latynoskich katolików przy podejmowaniu wyborczej decyzji najważniejsze były kwestie wojny w Iraku, gospodarka i przede wszystkim sprawa amnestii dla nielegalnych imigrantów, którą obiecywał Obama.