Chuligani strzelają do piłkarzy z paintballowych pistoletów, rzucają race. Czarnoskórych wyzywają i obrzucają bananami. Władza dopiero zbiera się do walki z kibolami. Bramkarz Dynama Moskwa Anton Szunin miał pecha. Petarda rzucona przez kibiców Zenita Sankt Petersburg wybuchła mu pod nogami, nie miał szans uskoczyć - nie widział kto, ani kiedy ją rzucił. Dobrze, że skończyło się tylko na poparzeniu rogówki.
Policja też wciąż nie wie, kto w Moskwie rzucał petardy. Zatrzymała 53 osoby, wśród których jest najprawdopodobniej sprawca, ale zarzutów nikomu nie postawiono. - Słyszałem od kibiców, że jak dasz 10 albo 15 euro policjantowi, to wniesiesz na stadion wszystko, co chcesz - mówi „Rz" Maksym Liapin z gazety „Sowieckij Sport".
Premier Dmitrij Miedwiediew powiedział, że winni zamieszek powinni trafić do więzienia. Wszyscy zapowiadają uchwalenie nowego prawa, które pozwoli z chuliganami walczyć skutecznie. Stosowny projekt był gotowy już od roku, tylko jakoś nikt nie spieszył się, by go uchwalać. - Kibice w Rosji czują się nietykalni, nie dostają zakazów stadionowych tak, jak dzieje się to np. w Anglii – twierdzi Liapin.
A przecież sygnałów, że jest źle, było aż nadto. Dwa miesiące wcześniej też w Moskwie sędzia musiał przerwać mecz Dynama i Torpedo, bo na boisko leciały race i bomby dymne. Ale to jeszcze nic w porównaniu do scen, które rozgrywały się na ulicach przed i po meczu. To była regularna bitwa, a policja aresztowała w sumie 26 osób.
Niemal tego samego dnia, na drugim końcu państwa, bili się kibica Bałtika Kaliningrad i Zenita Sankt Petersburg. Siedzieli na tej samej trybunie, rozdzieleni tylko kordonem policji. Miało być inaczej - goście w jednym końcu, a gospodarze w drugim, ale jedyna trybuna odpowiednia dla fanów Zenita to kaliningradzka „Żyleta" - na której od wielu lat siadali ultrasi z „Legionu Koenig".