- Meteoryty same nie spadają, a jeśli spadają, to przyczyniają się do tego ludzie. Amerykanie testowali nową broń. Stąd to zjawisko – mówił w Dumie Władimir Żyrinowski. Dowodził, że amerykańska dyplomacja miała uprzedzić rosyjskiego ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa w sprawie testów broni, ale ten był nieosiągalny. - John Kerry szukał Ławrowa i chciał mu przekazać, że szykuje się prowokacja, która będzie dotyczyła także Rosji – przekonywał posłów Żyrinowski.

W Dumie powstała komisja, która ma oszacować straty spowodowane deszczem meteorytów, który spadł w piątek rano nad Uralem. Największe straty odnotowano w odwodzie czelabińskim, gdzie poszkodowanych zostało ponad 700 osób. Dziewięciu rannych trafiło do szpitali. Stan trzech z nich lekarze oceniają jako ciężki. Mieszkańcy doznawali urazów od  odłamków szkła, ponieważ fala uderzeniowa podczas deszczu niszczyła budynki i wybijała szyby. Temperatura powietrza w obwodzie czelabińskim wynosiła minus osiemnaście stopni, dlatego władze lokalne zdecydowały o zamknięciu szkół i przedszkoli. Urzędnicy apelują do mieszkańców, by nie wpadali w panikę. Po doniesieniach mediów, że nad Uralem spadną kolejne meteoryty, ludzie zaczęli wykupywać okna plastikowe i folię.

Urzędnicy rosyjskiego Ministerstwa Spraw Nadzwyczajnych przekonują, że nie ma zagrożenia, a poziom napromieniowania nie przekracza normy. Federalna Agencja Kosmiczna ujawniła, że  meteoryt, który spadł nad Uralem leciał z prędkością 30 kilometrów na sekundę. Spadł do jeziora w pobliżu miasta Czebarkul w obwodzie czelabińskim.

Podobny deszcz meteorytów miał miejsce pod Warszawą...