Wybory w cieniu rzezi

Kenijczycy biorą udział w najważniejszych w historii ich kraju wyborach. Poprzednie głosowanie skończyło się masakrami, jakich wcześniej w Kenii nigdy nie było

Aktualizacja: 04.03.2013 12:34 Publikacja: 04.03.2013 12:21

Wybory w cieniu rzezi

Foto: AFP

Nowa konstytucja, miliardy dolarów i 99 tys. policjantów. To wszystko, by uniknąć czystek etnicznych, do jakich doszło w 2007 r. Wówczas iskrą, która doprowadziła do tragedii, była awaria systemu do głosowania. Teraz też nie ma gwarancji, że będzie spokojnie, bo naprzeciw siebie stanęli kandydaci, których konflikt ciągnie się od czasu rywalizacji ich ojców i doskonale odzwierciedla podział kraju. Mało tego, jeden z faworytów wyścigu jest oskarżony przez Międzynarodowy Trybunał Karny o podżeganie do masakr przed pięcioma laty.

Już kampania wyborcza nie był spokojna. Zginęło co najmniej 20 osób. Kenijscy działacze praw człowieka alarmowali, że tysiące ludzi ucieka z domów obawiając się nowych pogromów. Niepokojąco wzrosła też sprzedaż maczet. Wyjątkowo niespokojnie jest w Mombasie, drugim co do wielkości mieście kraju położonym u wybrzeży Oceanu Indyjskiego. - Widziałem ich przejeżdżając na motocyklu. Było ich około 20. Byli ubrani na czarno, głowy mieli przewiązane czerwonymi wstążkami i mieli maczety – opowiadał AFP mieszkaniec Mombasy. W nocy, poprzedzającej głosowanie, zastrzelonych zostało tam pięciu policjantów, a od rana w różnych incydentach w okolicach zamordowano co najmniej 11 osób.

Jednocześnie już od rana wiadomo, że w kilku punktach wyborczych doszło do problemów technicznych z biometrycznym systemem do głosowania. Użyto tam papierowych kart go głosowania. Reporter BBC relacjonuje, że przed trzema lokalami wyborczymi doszło do eksplozji. Jest wielu rannych, bo ludzie od świtu ustawiali się w długich kolejkach, by oddać głos.

Krwawe wybory w Kenii

W Kenii, odkąd pół wieku temu zyskała niepodległość, aż do 2007 r. nie dochodziło do krwawych konfliktów etnicznych ani religijnych. Kraj wprawdzie rządzony był autorytarnie prezydentów Jomo Kenyattę (1963-78), a potem Daniela arapa Moi (1979-97), ale notował wzrost gospodarczy i przyciągał zagranicznych turystów. Wszystko miało się zmienić, gdy na początku lat 90. Zachód zaczął domagać się od Kenii wielopartyjnej demokracji. Wówczas kenijscy politycy zabiegając o głosy zaczęli odwoływać się do etnicznej solidarności. Już podczas wyborów w latach 1992, 1997 i 2002 dochodziło do zamieszek, ale dopiero w 2007 r. Kenia stanęła na progu wojny domowej.

Starcia wywołali członkowie ludu Luo z zachodu kraju, którzy uznali się za oszukanych w wyborach. Byli tak pewni wygranej ich przywódcy Raili Odingi, że chwycili za broń, gdy zwycięzcą ogłoszono urzędującego prezydenta Mwai Kibakiego, z ludu Kikuju, od lat dominującego w kenijskiej polityce i gospodarce. Na ziemiach Luo zaczęły się pogromy Kikuju. Ci zaś brali odwet na Luo u siebie, w okolicach Nairobi i w środkowej części kraju. Do walk po stronie Luo przyłączyli się natychmiast Kalendżinowie, gromiąc Kikuju w dolinie Wielkiego Rowu (Kikuju stanowią ok. 20 proc. ludności 40-milionowej Kenii, a Luo i Kalendżinowie - 10-12 proc.). Wojny udało się uniknąć dzięki zagranicznym pośrednikom, którzy przekonali Kibakiego i Odingę do ugody. Odinga ustąpił i dostał za to tekę premiera, a Kibaki zajął fotel prezydenta.

Teraz Kenijczycy mają wybrać prezydenta, posłów, senatorów, gubernatorów i członków 47 rad powiatowych. Kampania koncentrowała się jednak woków kandydatów na urząd prezydenta. Wprawdzie jest ich ośmiu, ale liczy się tylko dwóch: premier Raila Odinga i Uhuru Kenyatta.

Wybory prezydenckie w Kenii

51-letni Uhuru Kenyatta, Kikuju, to syn ojca niepodległości Kenii, Jomo Kenyatty, a także dziedzic rodowej fortuny i finansowego imperium uznawanego za najpotężniejsze w kraju. Jest oskarżony przez Międzynarodowy Trybunał Karny, jego proces miał się zacząć w kwietniu, ale kenijski Sąd Najwyższy uznał, że nie musi się tam stawiać, przynajmniej do czasu rozstrzygnięcia wyniku głosowania. W 2007 r., werbował bojówki Kikuju do pogromów Luo i Kalendżinów. Tych ostatnich na wojnę przeciwko Kikuju skrzykiwał William Ruto. On też został oskarżony o wojenne zbrodnie przez trybunał w Hadze. W dzisiejszych wyborach startują w tandemie - Kenyatta na prezydenta, Ruto na jego zastępcę. Obaj zgodnie zaprzeczają, by byli winni.

Władzę i gwarancje bezpieczeństwa może odebrać im tylko 69-letni Odinga. W przedwyborczych sondażach Odinga i Kenyatta szli łeb w łeb. Jeśli żadnemu z nich nie uda się zdobyć ponad połowy głosów, dogrywka odbędzie się na początku kwietnia.

Rywalizacja Kenyatty i Odingi przypomina konflikt, który pół wieku temu toczyli ich ojcowie. Wspólnie walczyli z Brytyjczykami o niepodległość, a gdy Kenyatta trafił do więzienia, w geście solidarności z nim Odinga odmówił Brytyjczykom przyjęcia posady premiera. Uważał, że władza w Kenii należy się Kenyatcie. Ten zrobił go najpierw swoim zastępcą, ale już po trzech latach pokłócił się z nim, kazał wyrzucić z pracy i wtrącić do więzienia. Od tamtych czasów Luo znad Jeziora Wiktorii uważają, że są w Kenii dyskryminowani i oszukiwani przez bogatych i zaradnych Kikuju.

„Źródło napięć, które doprowadziło do tragedii pozostało, a w niektórych częściach kraju znajduje się na niebezpiecznie wysokim poziomie" - ostrzegała tuż przed głosowaniem Human Rights Watch. Organizacja podkreślała, że „całkowita bezkarność" sprawców przemocy sprzed pięciu lat „daje im swobodę, by gwałcić i zabijać ponownie". W kenijskich mediach pojawiły się też informacje o bojówkach, które przeszły przez granicę z Somalią oraz pospolitych przestępcach, którzy mogą próbować zakłócić głosowanie.

W przemówieniu tuż przed dzisiejszym głosowaniem ubiegający się o reelekcję prezydent Mwai Kibaki wzywał Kenijczyków do spokoju, a rywali, by zaakceptowali przegraną. Ci już wcześniej składali takie deklaracje. Oficjalne wyniki głosowania mają zostać podane przez komisję wyborczą 11 marca.

Nowa konstytucja, miliardy dolarów i 99 tys. policjantów. To wszystko, by uniknąć czystek etnicznych, do jakich doszło w 2007 r. Wówczas iskrą, która doprowadziła do tragedii, była awaria systemu do głosowania. Teraz też nie ma gwarancji, że będzie spokojnie, bo naprzeciw siebie stanęli kandydaci, których konflikt ciągnie się od czasu rywalizacji ich ojców i doskonale odzwierciedla podział kraju. Mało tego, jeden z faworytów wyścigu jest oskarżony przez Międzynarodowy Trybunał Karny o podżeganie do masakr przed pięcioma laty.

Pozostało 90% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021