Tomasz Deptuła z Nowego Jorku
Właśnie mobilizacji Afroamerykanów Barack Obama zawdzięcza swoje zwycięstwo w 2012 roku – wynika z danych Biura Spisu Powszechnego.
„W ciągu ostatnich prezydenckich cykli wyborczych udział przedstawicieli mniejszości w stosunku do całości elektoratu zwiększył się z 1/6 w 1996 roku do 1/4 w 2012 r." – napisał autor raportu „The Diversifying Electorate" Thom File.
Rolę mniejszości widać szczególnie na przykładzie czarnych wyborców. W listopadzie ub.r. do lokali wyborczych poszło aż 66,2 proc. wszystkich uprawnionych do głosowania Murzynów i tylko 64,1 proc. białych niebędących Latynosami. W tej ostatniej grupie frekwencja spadła aż o 2 miliony wyborców. Po raz pierwszy od początku gromadzenia badań Afroamerykanie zagłosowali proporcjonalnie liczniej od białych. Czarni byli też jedyną grupą wyborców, wśród której zanotowano wyraźny wzrost zainteresowania wyborami w stosunku do 2008 roku – do lokali wyborczych udało się o 1,7 miliona Afroamerykanów więcej niż cztery lata wcześniej. – To kamień milowy w historii Ameryki. Widać jak na dłoni, że właśnie udział czarnych wyborców mógł zadecydować o wyniku wyborów – skomentował dane Biura Spisu Powszechnego William Frey, demograf waszyngtońskiego think-tanku Brookings Institution. Według jego analizy to republikanin Mitt Romney byłby zwycięzcą wyborów, gdyby frekwencja wśród białych i czarnych mieszkańców USA utrzymała się na poziomie z wyborów w 2004 roku. „Stajemy się coraz lepiej wykształconą grupą, stąd większe zainteresowanie wyborami. Dzięki temu to nasi wyborcy decydują o wyborze gubernatorów, senatorów, kongresmenów i prezydentów" – skomentował raport znany aktywista w walce o prawa obywatelskie czarnej ludności USA pastor Jesse Jackson.
W sumie frekwencja wyborcza w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich wyniosła 61,8 proc. i była niższa niż w latach 2004 i 2008, ale wyższa niż w 2000 i 1996 roku.