Francois Hollande spotkał się wczoraj w Brukseli z całą Komisją Europejską. To pierwsze wydarzenie tego typu od 1997 roku. – Będę teraz nadrabiać stracony czas – mówił francuski prezydent. Zapowiedział, że będzie regularnie dyskutował z KE, bo docenia wagę projektu europejskiego i metody wspólnotowej, czyli decyzji podejmowanych przez instytucje unijne w imieniu państw członkowskich.
Postawił się tym samym w opozycji do swojego przeciwnika, który w Brukseli co prawda bywał, ale nigdy z całą Komisją się nie spotkał. Nicolas Sarkozy preferował bezpośrednie konsultacje w Berlinie lub Paryżu z Angelą Merkel i przekładanie potem francusko-niemieckich decyzji na politykę unijną.
Hollande preferuje inną strategię. Po pierwsze dlatego, że socjaliści tradycyjnie byli zwolennikami metody wspólnotowej. Po drugie, bo nie po drodze im teraz z Merkel, która jest wielkim zwolennikiem dyscypliny budżetowej.
Francuski prezydent nie mówił jednak wczoraj negatywnie o Niemczech, a wręcz stawiał ich za wzór. – Niemcy były kiedyś chorym człowiekiem Europy. Przez dziesięć lat odzyskały konkurencyjność. Francja musi zrobić to samo i mam nadzieję, że zajmie to nam mniej czasu – powiedział.
Paryż poprosił Brukselę o więcej czasu na uporządkowanie swoich finansów publicznych. Początkowo już w tym roku miał obowiązek obniżyć deficyt budżetowy poniżej dopuszczalnego w UE limitu 3 proc. produktu krajowego brutto. Ale KE już zapowiedziała, że Francja, podobnie zresztą jak Hiszpania, dostanie na to dwa lata więcej. Musi jednak w tym czasie dokonać poważnych reform: rynku pracy, systemu emerytalnego, usług użyteczności publicznej.