Amerykański prezydent może być pewien, że po dzisiejszym przemówieniu na waszyngtońskim Uniwersytecie Obrony Narodowej – bez względu na to, co powie – na jego głowę i tak spadną gromy. Zapowiadane tematy: przyszłość więzienia w bazie Guantanamo, plany w wojnie z terroryzmem, nowe zagrożenia stojące przed Ameryką.
Każde z tych zagadnień budzi kontrowersje, nie tylko w USA. Najwięcej sporów wywołuje jednak stosowanie samolotów bezzałogowych.
Przedstawiciele Białego Domu, na których powołują się amerykańskie media, zapowiedzieli, że prezydent „wyłoży plany i ramy prawne, zgodnie z którymi możliwe będzie zastosowanie dronów w wojnie z terroryzmem". Możliwe, że dziś Obama ogłosi także, iż większość operacji z zastosowaniem bezzałogowców będzie prowadzona z Pentagonu, a nie jak dotąd przez CIA. Decyzja w tej sprawie podobno już zapadła.
Szpieg ma szpiegować
Reuters podaje, że prezydent Obama chce, by CIA „zajęła się tradycyjnymi operacjami szpiegowskimi i analizami wywiadowczymi, zamiast prowadzić operacje o charakterze wojskowym". Już dziś Pentagon kieruje operacjami bezzałogowców w Jemenie, gdzie współdziała z tamtejszą armią. Wkrótce wojskowi mają też sterować dżojstikami maszyn latających nad Pakistanem. CIA przeprowadziła tam w ostatnich latach najwięcej, bo aż 95 proc. wszystkich nalotów dronami (oficjalnych danych nie ma, ale z szacunków New America Foundation wynika, że chodzi o ok. 335 nalotów).
Początkowo wojskowi i politycy zachwycali się bezzałogowcami. Choćby tym, że niebezpiecznych terrorystów można „likwidować" bez narażania życia żołnierzy. Schody zaczęły się, gdy pojawiły się doniesienia o zabitych cywilach (także brak oficjalnych danych, choć mówi się o 3,5–4,7 tys. ofiar śmiertelnych – nie wiadomo, ilu cywilów).