Na skróty od Goethego do SS

Nazizm jako finał rozwoju niemieckiej kultury – tak można odczytać wystawę w Luwrze. Niemcy protestują.

Publikacja: 05.06.2013 03:05

Kanclerz Angela Merkel w miniony czwartek oglądała obraz George’a Grosza z 1916 roku „Gotowy do akty

Kanclerz Angela Merkel w miniony czwartek oglądała obraz George’a Grosza z 1916 roku „Gotowy do aktywnej służby” w największym muzeum Francji.

Foto: AFP

Ekspozycja „O Niemczech, 1800–1939, od Friedricha do Beckmanna" miała być zwieńczeniem obchodów 50. rocznicy zawarcia traktatu elizejskiego, dokumentu, który stał się podstawą powojennego pojednania obu krajów. Właśnie dlatego patronat nad wystawą w najbardziej odwiedzanym muzeum świata (9,7 mln osób w ub. roku) objął prezydent Hollande i kanclerz Merkel. Ale efekt okazał się odwrotny. Bo jak twierdzą czołowe niemieckie media, w tym tygodnik „Die Zeit" i dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung" (FAZ), wystawa pokazała, że Francuzi wciąż uważają swoich wschodnich sąsiadów za prostaków, których chore wyobrażenie o narodzie, woli i przemocy musiało doprowadzić do Holokaustu.

Zbiór przeszło 200 obrazów rozpoczyna się od romantyzmu. To czas, kiedy podzielone na 39 państewek Niemcy szukają tego, co Goethe nazwał „Kultur", wspólnych odnośników cywilizacyjnych. Będą nimi odwołania do idealizowanego średniowiecza i dzikiej przyrody. „Wjazd Rudolfa Habsburga do Bazylei" pokazuje uładzony świat średniowiecznej procesji w otoczeniu ciężkiej, gotyckiej architektury – porządek, za jakim tęsknili ówcześnie artyści. A „Myśliwy w lesie" Caspara Davida Friedricha to obraz małego, francuskiego żołnierza stojącego przed nieprzebytym, mrocznym lasem – uosobieniem siły niemieckiego narodu, gdy potrafi się on zjednoczyć.

Te same wątki można odnaleźć w architekturze. Ich uosobieniem jest przede wszystkim gotycka katedra. Ta największa, w Kolonii, niedokończona przez siedem wieków, jest rekonstruowana właśnie w XIX stuleciu.

Ale, zdaniem „Die Zeit", zwiedzający wystawę może odnieść wrażenie, że takie odwołanie do przyrody i niemieckiej historii było źródłem neopogaństwa SS, nazistowskich nocnych parad z pochodniami, inscenizacji zjazdów NSDAP w średniowiecznej Norymberdze i Monachium.

Inspiracja dla Speera

W drugiej połowie XIX w. okoliczności tworzenia sztuki w Niemczech były już zupełnie inne. Zjednoczone cesarstwo stało się najszybciej rozwijającym się krajem w Europie – i groźnym rywalem Francji. Właśnie wtedy powstało dzieło Adolfa von Menzla „Kuźnia": obraz podniesionego do rangi boskiego tytana robotnika, kult siły i anonimowości w służbie potęgi państwa.

I znów, twierdzą niemieckie media, kuratorzy Luwru widzą w tym źródło sztuki, która powstawała w latach 30. XX wieku już bezpośrednio na polecenie nazistów. Ekspozycja kończy się bowiem filmem Leni Riefenstahl, ulubionej reżyserki Hitlera, „Bogowie stadionów" poświęconemu olimpiadzie w Berlinie w 1936 roku i osiągnięciom III Rzeszy.

Nawet krótki okres odwołania do klasycyzmu w niemieckiej sztuce nie jest, wedle krytycznej interpretacji wystawy w Luwrze, niewinny. Budynki tworzącego w pierwszej połowie XIX w. w Berlinie Friedricha Schinkela miały się bowiem stać inspiracją do powstania również w niemieckiej stolicy czołowych dokonań nazistowskiego architekta i urbanisty Alberta Speera. Były też sygnałem, że niemiecki naród nie spocznie, dopóki nie spełni swojego posłannictwa: zbudowania „Nowego Rzymu".

Niemcy zarzucają także kuratorom wystawy to, czego w niej nie ma. A przede wszystkim przedstawicieli takich „optymistycznych" i „międzynarodowych" prądów zakazanych w latach 30. przez nazistów jak dadaizm czy Bauhaus. A także czołowych artystów niemieckiego malarstwa abstrakcyjnego jak Kandinsky czy Klee, których obrazy wypełniają przecież magazyny paryskich muzeów.

„To, że wystawa kończy się cezurą 1939 roku, nie ma nic z przypadku. Wszystko jest ukazane jako etapy, które prowadzą do niemieckiej katastrofy" – napisał już 4 kwietnia publicysta „Die Zeit" Adam Soboczynski.

– Francuzi nadal uważają nas za barbarzyńców. Taki jest wydźwięk tej wystawy – wtórej FAZ.

Rzecz bardzo rzadka, tekst Soboczynskiego, dziennikarza o polskich korzeniach, wywołał oficjalną reakcję dyrektora Luwru Henriego Loyrette'a. „Chcieliśmy pokazać francuskiej publiczności niemiecką sztukę w oparciu o trzy wątki: stosunek do przeszłości, do przyrody i do człowieka. Teologiczna interpretacja świadcząca o rzekomej ciągłości od romantyzmu po nazizm jest całkowicie nieuprawniona"– oświadczył.

Niemcy mają malarstwo

Ale nie tylko niemieckie media, ale nawet część przedstawicieli niemieckich władz nie jest do tego przekonana. Bo choć w obronie Luwru i jego dobrych intencji stanęła ambasador Republiki Federalnej we Francji Suzanne Wasum-Rainer, to już dyrektor Niemieckiego Instytutu Historii Sztuki w Paryżu Andreas Beyer oskarżył francuskie władze o to, że w ogóle go nie konsultowały przy przygotowywaniu ekspozycji.

Niemieckie gazety i w tym zaniechaniu widzą celowe działanie. Bo ich zdaniem pogrążona w kryzysie Francja chce wzmocnić swoje ego wobec odnoszącego sukcesy sąsiada zza Renu. I pokazać, że przynajmniej na polu kultury jest górą.

„Le Monde" widzi sprawy w jaśniejszych barwach.  Dziennik przypomina, że w okresie międzywojennym Francuzi uważali, iż niemieckie malarstwo w ogóle nie istnieje i to przekonanie u części społeczeństwa pokutuje do dziś. Teraz przynajmniej to się zmieni: od otwarcia każdego dnia wystawę odwiedza średnio 3,5 tys. osób. Ale na to, żeby Francuzi uznali sztukę wschodniego sąsiada za równą swojej, trzeba będzie jeszcze sporo czasu. Być może nawet kolejne pół wieku pojednania.

Ekspozycja „O Niemczech, 1800–1939, od Friedricha do Beckmanna" miała być zwieńczeniem obchodów 50. rocznicy zawarcia traktatu elizejskiego, dokumentu, który stał się podstawą powojennego pojednania obu krajów. Właśnie dlatego patronat nad wystawą w najbardziej odwiedzanym muzeum świata (9,7 mln osób w ub. roku) objął prezydent Hollande i kanclerz Merkel. Ale efekt okazał się odwrotny. Bo jak twierdzą czołowe niemieckie media, w tym tygodnik „Die Zeit" i dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung" (FAZ), wystawa pokazała, że Francuzi wciąż uważają swoich wschodnich sąsiadów za prostaków, których chore wyobrażenie o narodzie, woli i przemocy musiało doprowadzić do Holokaustu.

Pozostało 87% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1026
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022