71-letni Wallace ma zdiagnozowany nowotwór i zostało mu kilka tygodni życia. Jest on jednym z trzech mężczyzn skazanych za zabójstwo 23-letniego strażnika więziennego Brenta Millera w 1972. Wszyscy skazani w tej sprawie nie przyznali się do winy. Jeden z nich, Robert King został uwolniony w 2001 roku. Wallace i Albert Woodfox zostali w więzieniu, dalej odsiadując swoje wyroki w izolatkach.
Sprawa trzech Afroamerykanów przez lata wzbudzała liczne kontrowersje i wątpliwości. Przede wszystkim podkreślano, że na wyrok wpływ mógł mieć związek mężczyzn z Partią Czarnych Panter (ugrupowanie polityczne afroamerykańskiej ludności Stanów Zjednoczonych – przyp. red.). Poważne obawy wzbudzały też inne szczegóły procesu m.in. brak fizycznych dowodów łączących mężczyzn z morderstwem i zagubienie przez władze potencjalnych dowodów obciążających Woodfoxa i Wallace. W ostatnich latach pojawiły się też dowody wskazujące, że naoczny świadek zdarzenia, zeznający przeciwko Afroamerykanom, został przekupiony.
1 października sędzia Brian Jackson odniósł się do innego elementu procesu, orzekając, że wyrok skazujący Wallace w 1974 roku, był niekonstytucyjny z powodu niesprawiedliwego dobrania ławy przysięgłych. Zadecydował też o uwolnieniu więźnia. Jak tłumaczył, niedopuszczenie kobiet do udziału w ławie przysięgłych narusza rzetelność procesu sądowego. "Zapisy dotyczące tej sprawy jasno pokazują, że ława w tym procesie została wybrana nieprawidłowo (...) a sąd Luizjany, mogący skorygować te nieprawidłowości zawiódł" - argumentował swoją decyzje sędzia Jackson.
Jak komentuje Tessa Murphy z Amnesty International "sprawa Hermana Wallace to tragiczny przykład błędu amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości".
- W końcu sąd federalny wziął pod uwagę nieprawidłowości związane z tą sprawą. Niestety, jest za późno na zadośćuczynienie, ponieważ mężczyzna (Herman Wallace - przyp. red.) jest w terminalnym stadium raka – dodaje.