Prezydent zapowiedział jednak, że nie podejmie żadnych rozmów z Republikanami o kształcie nowego budżetu, zanim nie spełnią dwóch podstawowych warunków: nie tylko zgodzą się na podniesienie limitu długu, ale także przegłosują ustawy niezbędne dla finansowego powszechnego systemu ubezpieczeń zdrowotnych, tzw. Obamacare.
Ustawa zdrowotna została przegłosowana przez Kongres w 2010 r., kiedy większość w obu izbach mieli Demokraci. Aby weszła w życie, Kongres musi jednak zatwierdzić także środki na jej działanie, a tego odmawia radykalne skrzydło Republikanów (tzw. Tea Party), ugrupowanie, które ma obecnie większość w Izbie Reprezentantów.
– Jeśli zgodzimy się, aby ekstremiści którejkolwiek partii, Demokratów czy Republikanów, wymuszali ustępstwa pod groźbą paraliżu Stanów Zjednoczonych i podważenia ich wiarygodności, to żaden prezydent, nie tylko ja, nie będzie w stanie już skutecznie rządzić” – tłumaczył w wywiadzie dla CNBC swą bezwzględną strategię Barack Obama.
Postawę prezydenta nie dyktuje tylko wierność zasadom, ale także zwykła kalkulacja polityczna. Z sondażu przeprowadzonego przez Quinnipiac University wynika, że aż 72 proc. Amerykanów jest przeciwna strategii Republikanów szantażowania blokadą instytucji federalnych państwa, aby rozmontować ustawę o powszechnych ubezpieczeniach zdrowotnych. Jedynie 22 proc. uważa takie działanie za właściwe. Z kolei z sondażu CNN wynika, że 46 proc. pytanych winą za blokadę pracy administracji centralnej obciąża Republikanów, 36 proc. prezydenta, a 13 proc. obie strony.
Do tej pory amerykańskie społeczeństwo było niemal po równo podzielone w sprawie stosunku do Obamacare. Radykalna strategia działania Tea Party najwyraźniej to zmienia.
Biały Dom ma też nadzieję, że im dłużej trwa blokada instytucji federalnych, tym większe są szanse na odzyskanie przez Demokratów w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych większości w Izbie Reprezentantów i dokończenie w ten sposób reformy Obamacare (Republikanie i tak są już w mniejszości w Senacie).