Turecką zdradę ujawnił na łamach „Washington Post" znany ze swych doskonałych źródeł publicysta David Ignatius. Według niego turecki premier Recep Tayyip Erdogan przekazał w ub.r. Irańczykom nazwiska dziesięciu irańskich obywateli, którzy szpiegowali dla Izraela.

Turcy wiedzieli o tych ludziach, bo izraelski wywiad Mossad używa Turcji jako bazy wypadowej do spotkań ze swymi irańskimi agentami. Turecki wywiad MIT, którego dyrektor jest bliskim współpracownikiem premiera, śledzi oczywiście oficerów Mossadu działających na terytorium Turcji i na granicy z Iranem.

Zdaniem Ignatiusa premier Erdogan mógł się w ten sposób mścić za izraelską akcję przeciwko tureckiemu statkowi w maju 2010 r. Izraelscy komandosi zajęli wówczas statek, który miał złamać izraelską blokadę wokół Strefy Gazy. Premier Izraela przez wiele miesięcy odmawiał wówczas przeproszenia władz Turcji za ten incydent.

Wywiady Turcji i Izraela współpracowały ściśle z sobą od 1958 r., gdy służby podpisały tajne porozumienie o współpracy. Izraelczycy przez wiele lat szkolili nawet tureckich szpiegów.