Już po kilkudziesięciu minutach obrad przewodniczący Rady Najwyższej Wołodymyr Rybak rozwiązał w środę przed południem nadzwyczajną sesję parlamentu. Powód: deputowani rządzącej Partii Regionów i opozycji nie zdołali uzgodnić warunków, na jakich liderka pomarańczowej rewolucji mogłaby pojechać na leczenie do Niemiec. Pierwsi domagali się jedynie przerwy w odbywaniu kary, drudzy chcieli, aby została ona Julii darowana.
„Od samego początku Janukowycz nie zamierzał wchodzić w jakiekolwiek układy z Unią. Grał i sam się w końcu ograł" – napisał chwilę po zakończeniu obrad na Twitterze Aresenij Jaceniuk, jeden z liderów opozycji.
Cios zadany z zimną krwią
Sama Tymoszenko już dzień wcześniej uznała, że szanse na zawarcie umowy stowarzyszeniowej wygasły. Powodem było jej zdaniem oskarżenie przez prokuraturę jej adwokata Sergieja Własenki o pobicie w 2008 roku byłej żony, za co grozi do trzech lat więzienia. „Wiktor Janukowycz przez ostatnie tygodnie skopał umowę stowarzyszeniową na śmierć. Wysunięcie oskarżeń wobec Własenki to ostatni cios zadany z zimną krwią nadziejom Ukraińców" – napisała Tymoszenko w oświadczeniu przeczytanym przez jej córkę Jewhenię.
Także znany brukselski portal EU Observer, powołując się na anonimowych europejskich dyplomatów, uznał, że „szanse na zawarcie umowy stowarzyszeniowej" zniknęły. Sprawa Własenki pokazała bowiem, że władze Ukrainy mnożą przypadki „selektywnego wymierzania sprawiedliwości", a nie odchodzą od takich metod, jak tego domagała się Bruksela.
Jednak Aleksander Kwaśniewski i Pat Cox, specjalni wysłannicy Parlamentu Europejskiego, którzy uczestniczyli w obradach Rady Najwyższej, tak pesymistyczni już nie byli.