W nocy z niedzieli na poniedziałek na głównym placu stolicy kilkuset manifestantów mimo zakazu władz rozstawiło namioty. To nawiązanie do strategii pomarańczowej rewolucji sprzed dziewięciu lat, gdzie właśnie miasteczko namiotowe było najbardziej namacalnym wyrazem determinacji Ukraińców, by zerwać z fałszowaniem wyborów.
Dzisiejsza władza nie chce jednak dopuścić do powtórki z historii.
– Rząd nie będzie działał tak jak w 2004 roku, kiedy na oczach wszystkich obalono legalne władze – ostrzegł w wywiadzie dla pierwszego kanału rosyjskiej telewizji premier Mykoła Azarow.
Pierwszy symptom determinacji władz manifestanci w Kijowie odczuli w poniedziałek przed południem. Kiedy próbowali przełamać kordon policji i wejść do budynku Rady Ministrów, siły porządkowe stanowczo odepchnęły protestujących i użyły gazu łzawiącego. W Czernihowie policja brutalnie rozprawiła się z kolei z manifestantami, którzy także usiłowali rozstawić miasteczko namiotowe w centrum miasta. W Charkowie władze wydały zaś całkowity zakaz manifestacji pod pretekstem epidemii grypy. Z tego samego powodu nie zgodziły się również na spotkanie przebywającej pod strażą w szpitalu Julii Tymoszenko.
Na razie opozycja nie traci jednak ducha.