W kraju, w którym bardzo wielu ludzi zarabia miesięcznie półtora tysiąca hrywien (600 zł). Bycie tituszką to dobra posada. Stawka: 250 hrywien za dzień plus darmowy przejazd autokarem do stolicy.
Korupcja boli najbardziej
Inwestycja Janukowyczowi się opłaca. Bo choć do jego „zwolenników" obcy dziennikarze nie będą mieli dostępu, to przecież „manifestację" pokaże każdy kanał ukraińskiej telewizji, także mająca opinię relatywnie obiektywnej „piątka", która należy do miliardera Petro Poroszenki. Żaden oligarcha nie może sobie pozwolić na otwarty konflikt z prezydentem.
Drzwi do budynku Rady Miasta, głównej siedziby opozycji, nie pilnuje natomiast nikt. Ogromny socrealistyczny budynek przy centralnej arterii stolicy Kreszczatik jest pełen ludzi. Część jeszcze śpi pokotem w korytarzach.
Uliana, studentka architektury, przyjechała ze Lwowa. Od wielu godzin rozdaje jedzenie, które Kijowianie przynoszą, aby pomóc przyjezdnym. – Jeszcze nie wiem, czy rektor wyrzuci mnie ze studiów za nieobecność czy przesunie egzaminy. Ale jeśli dziś nie zawalczymy o naszą przyszłość, nic się nie zmieni – przyznaje.
Dla Uliany najgorsza jest korupcja. Gdy w ramach praktyk pomogła przygotować projekt stacji benzynowej, władze wytknęły błędy i nie pozwoliły na budowę, dopóki odpowiedni urzędnicy nie otrzymali sowitej zapłaty.
Pawlo, nauczyciel historii z Kołomyi, musiał z kolei zapłacić 5 tys. hrywien, aby lekarze zgodzili się przeprowadzić operację wyrostka robaczkowego. To dla niego odpowiednik czterech miesięcznych pensji. – Każdego roku musimy zmieniać podręczniki, bo wydawnictwa powiązane z rządem muszą zarobić na druku – tłumaczy jego kolega ze szkoły, Serhij.