Generał, minister w kilku resortach, w końcu premier. Zmieniał granice, budował i burzył, zwyciężał i przegrywał. Zaskakiwał swoich wyborców. Przez Palestyńczyków uważany za najgorszego wroga.
– Niezależnie od tego, w którym kierunku działał, robił to jak buldożer i stąd jego przydomek. Był wyjątkowy i na plus, i na minus – mówi „Rz" Uri Huppert, publicysta i adwokat z Jerozolimy, który manewr wojskowy Szarona z czasów wojny z państwami arabskimi w 1973 r. porównuje do polskiego Cudu nad Wisłą, a samego Szarona do Piłsudskiego. Szaron przeprowadził armię izraelską przez Kanał Sueski i odwrócił bieg wydarzeń na froncie egipskim.
– To był wojownik, bohater wojenny, bardzo oryginalny, oddany misji. Politycznie pełen sprzeczności, wstąpił do [prawicowego] Likudu, wystąpił z Likudu, zakładał żydowskie osiedla i likwidował je. Każdy może sobie coś z jego życiorysu wybrać. Był dobrym politykiem, cierpliwym. Trudno go zaszufladkować – lewica czy prawica, był pragmatykiem, robił to, co było dobre dla Izraela. I dla niego – wspomina w rozmowie z „Rz" politolog izraelski prof. Efraim Inbar.
O tym, jak wielkie emocje budzi wśród rodaków Ariel Szaron, przekonałem się, odwiedzając Izrael na początku tego wieku (gdy był premierem). Szaron podjął decyzję o likwidacji osadnictwa żydowskiego w Strefie Gazy i pozostawienia jej Palestyńczykom. Chwalony na Zachodzie gest, który mógł doprowadzić do porozumienia z Arabami i zakończenia najdłużej trwającego ważnego konfliktu na świecie, został potraktowany jak akt zdrady przez osadników żydowskich i religijnych ortodoksów. Kiedyś był ich guru, teraz życzyli mu najgorszego.
Gdy zapadł w śpiączkę, przeprowadziłem rozmowę z jedną z przywódczyń osadników wygnanych ze Strefy Gazy. Byłem zszokowany. – Sprawiedliwość boska realizuje się na ziemi. Sprawca naszych nieszczęść jest politycznym trupem. Zniszczył życie tylu ludziom i oddał część państwa w ręce wrogów – mówiła mi. Do usuwania osadników posłużył się armią i buldożerami, co nadało sprawie ponurą symbolikę.