Ołeh Bielij przyjechał z Dniepropietrowska dwa miesiące temu. Od tego czasu właściwie nie opuszcza barykady stojącej w poprzek Chreszczatyka, głównej arterii ukraińskiej stolicy. Jej obrona przypadła czwartej kozackiej sotni.
Wąs, osedełec, papacha
Punkt jest strategiczny: szeroki bulwar to wymarzone pole walki dla oddziałów wojsk wewnętrznych, które mogłyby w pełni wykorzystać swój ciężki sprzęt, w tym pojazdy opancerzone, a nawet czołgi. Dlatego Kozacy zbudowali umocnienia bardzo profesjonalnie: najpierw wypolerowany lód, potem zasieki i gotowe do zapalenia opony, dalej wysokie na trzy–cztery metry umocnienia i wieżyczka obserwacyjna. Dopiero za tym ustawione w koło namioty, kuchnia polowa i oczywiście ognisko.
Na razie jednak Ołeh, 50-letni mężczyzna o pokaźnej tuszy, sennie patrzy, jak tłum przeciska się przez kilkumetrowe przejście w poprzek barykady. Wygląd ma jak z rycin z czasów Chmielnickiego: potężny wąs, na głowie papacha, spod której wystaje kozacki kosmyk (osełedec), szarawary i kozaki, szuba chroniąca przed ostrym, kijowskim mrozem. Brakuje tylko żupana, ale zobaczyć to na Majdanie nie jest łatwo: większość ukraińskich Kozaków jest za biedna na taki wydatek.
– Nasz strój ukształtował się w XVII wieku, jest piękny. Ale tu nie chodzi tylko o urodę. Nasi przodkowie wiedzieli, jak bronić się przed pańszczyzną, zniewoleniem Rzeczypospolitej, magnatów, Rosji. My dziś musimy się tak samo organizować przeciwko oligarchom, korupcji, grupom bandyckim, no i także Rosji – tłumaczy Ołeh.
Sicz zaporoska została zlikwidowana przez carycę Katarzynę w 1775 r. Kozacy z trudem próbowali się odrodzić po pierwszej wojnie – bez skutku. Prawdziwy renesans nastąpił dopiero w niepodległej Ukrainie. Dziś to siła przynajmniej 100 tysięcy ludzi, choć rozbita na wiele odrębnych struktur z oddzielnymi atamanami.