Szkocki apetyt na niezależność

Premier David Cameron już zaczyna żałować, że zgodził się na referendum niepodległościowe.

Publikacja: 22.02.2014 18:00

Wiec najgorętszych zwolenników niepodległości. Edynburg 21 września 2013, rok przed referendum

Wiec najgorętszych zwolenników niepodległości. Edynburg 21 września 2013, rok przed referendum

Foto: AFP

Decyzja o utrzymaniu lub nie 307-letniej unii Szkocji z Anglią zapadnie za siedem miesięcy. Ale już teraz możliwy rozpad Wielkiej Brytanii staje się jednym z głównych tematów poruszanych przez media na Wyspach.

Powodem są coraz bardziej niepokojące sondaże. Ten przeprowadzony na początku lutego dla tygodnika „Scotland on Sunday" wskazuje, że aż 37 proc. uprawnionych będzie głosowało za secesją, podczas gdy 44 proc. opowie się przeciw niej.

– O wyniku tego referendum rozstrzygnie bardzo niewielka różnica głosów. Nie spodziewaliśmy się tego – przyznaje Alistair Darling, były minister finansów Wielkiej Brytanii, a dziś szef kampanii przeciwników szkockiej niepodległości.

Kilka tygodni po Szkocji także Katalończycy będą decydować w referendum o niepodległości swojej prowincji. Wynik nie będzie jednak wiążący: premier Hiszpanii Mariano Rajoy twardo stoi przy stanowisku, że głosowanie jest nielegalne.

Inaczej postąpił szef brytyjskiego rządu David Cameron. Gdy dwa lata temu wybory do autonomicznego parlamentu w Edynburgu wygrała Szkocka Partia Narodowa (SNP) i zaczęła domagać się przeniesienia coraz większych uprawnień z Londynu do stolicy prowincji, premier zagrał pokerowo. Zgodził się na głosowanie, w którym Szkotom postawiono wybór tylko między pozostaniem na pełnych prawach w Zjednoczonym Królestwie a jego opuszczeniem. – Nie możemy pozwolić na to, aby szkoccy nacjonaliści dyktowali nam, co mamy robić – przekonywał wówczas Cameron. Był pewny swego, bo jeszcze kilkanaście miesięcy temu sondaże nie dawały żadnych szans zwolennikom secesji.

Niechęć ?do oszczędzania

– Zmiana nastrojów to wynik charyzmatycznej kampanii prowadzonej przez szkockiego pierwszego ministra Alexa Salmonda. Czołowi politycy angielscy w tę sprawę się nie angażują, aby uniknąć wrażenia ingerencji Londynu w wewnętrzne sprawy Szkocji – tłumaczy „Rz" Ian Bond, ekspert londyńskiego Center for European Reform (CER). – Radykalny program oszczędności budżetowych forsowany przez Camerona robi także fatalne wrażenie wśród Szkotów, gdzie skandynawska koncepcja zabezpieczeń socjalnych jest bardzo silna – dodaje.

Przeprowadzona w 1999 r. przez Partię Pracy reforma państwa przyznała Szkocji bardzo poważne kompetencje. Został utworzony odrębny rząd i parlament, który decyduje o finansach, sprawach wewnętrznych, edukacji. W Londynie spodziewano się, że to wystarczy, aby „dobić" ideę szkockiej niepodległości. I rzeczywiście, przez kolejne dziesięć lat SNP została zmarginalizowana na rzecz ogólnobrytyjskich ugrupowań politycznych: Partii Konserwatywnej, Partii Pracy, Liberalnych Demokratów. Gdy jednak w 2011 r. niespodziewanie w parlamencie w Edynburgu większość uzyskali szkoccy nacjonaliści, nowe uprawnienia stały się w ich rękach potężną bronią. – Zablokowali na terenie Szkocji szereg ważnych reform oszczędnościowych Camerona, jak odpłatność za uniwersytety czy służbę zdrowia. Skutek: Anglicy mają wrażenie, że muszą finansować hojny system zabezpieczeń socjalnych w Szkocji, choć im samym rząd każe zaciskać pasa. Szkoci doceniają natomiast, że SNP chroni ich przed skutkami kryzysu – mówi Ian Bond. Obie części Wielkiej Brytanii poróżnił także stosunek do Unii Europejskiej. Pod naciskiem sceptycznego wobec integracji skrzydła Partii Konserwatywnej Cameron zgodził się na przeprowadzenie w 2017 r. referendum w sprawie pozostania we Wspólnocie. Ku przerażeniu euroentuzjastycznych Szkotów „Brixit" stał się całkiem realną możliwością i kolejnym argumentem, aby odłączyć się od Anglików.

Rachunek za whisky

Aby powstrzymać narastającą falę poparcia niepodległości, Londyn zmienił w ostatnich tygodniach taktykę. Zamiast unikać mieszania się w debatę przed referendum, postanowił Szkotów zastraszyć. W opublikowanym w połowie lutego oświadczeniu przywódcy trzech najważniejszych brytyjskich partii politycznych ostrzegli, że w razie oderwania od Zjednoczonego Królestwa nowe państwo nie będzie miało prawa używać funta.

Z kolei londyński Narodowy Instytut Badań Gospodarczych i Społecznych (NIESR) ocenił, że od pierwszego dnia niepodległości Szkocja będzie musiała przejąć wart 146 mld GBP dług (81 proc. PKB nowego państwa), a także zasadniczo podnieść podatki, aby zrekompensować warte 7 mld funtów rocznie subwencje Londynu. Ministerstwo Skarbu ostrzegło, że z nowego państwa uciekną zagraniczni inwestorzy i banki, a Ministerstwo Obrony zwróciło uwagę, że mała Szkocja nie zapewni sobie bezpieczeństwa w pełnym zagrożeń świecie.

Londyn zdołał także przekonać do swojego stanowiska Brukselę. – Jeśli część terytorium kraju członkowskiego oderwie się od tego państwa i utworzy niezależny kraj, prawo europejskie przestanie na terenie tego nowego kraju obowiązywać – oświadczył pod koniec stycznia szef Komisji Europejskiej Jose-Manuel Barroso.

Mówiąc prościej: niepodległa Szkocja, jak kiedyś Polska, będzie musiała przejść przez żmudny proces negocjacji akcesyjnych, aby przystąpić do Unii i musi się liczyć z wetem Wielkiej Brytanii, gdy wystąpi o członkostwo.

Szkoccy nacjonaliści mają jednak inne wyliczenia, z których wynika, że nowy kraj będzie prosperował. Ich zdaniem to Szkocja dopłaca do budżetu Wielkiej Brytanii. Dzięki dochodom z wydobycia ropy i gazu poziom życia byłby w nowym kraju wyższy niż we Francji, a i bez zysków ze sprzedaży paliw niepodległa Szkocja byłaby bogatsza od Włoch dzięki wartemu nawet 100 mld funtów eksportowi (m.in. whisky) i szóstemu co do wielkości ośrodkowi finansowemu Europy w Edynburgu.

Nic już nie będzie ?takie samo

Wzorem dla SNP są kraje skandynawskie, a przede wszystkim Norwegia: tak jak Szkocja mająca niewielkie zaludnienie, ale za to duże pokłady gazu i ropy.

– Norwegowie z dochodów z gazu i ropy odłożyli wart 810 mld dolarów fundusz dla przyszłych pokoleń. My od czterdziestu lat przekazujemy dochody z paliw do Londynu – dowodzi Nicola Sturgeon, zastępca pierwszego ministra prowincji.

Bardzo długo Anglików los Szkocji nie obchodził. To się jednak ostatnio zmieniło. Opublikowany na początku lutego sondaż YouGov pokazał, że już tylko 24 proc. mieszkańców Anglii i Walii chciałoby secesji północnej prowincji, podczas gdy reszta się jej obawia.

„Economist" ostrzega, że jeśli szkoccy nacjonaliści postawią na swoim, zadadzą może nie śmiertelny, ale jednak bardzo poważny cios Wielkiej Brytanii. Kraj straci 8 proc. swojej ludności, 9 proc. gospodarki, prawie 1/3 powierzchni i niemal całe złoża ropy i gazu. Brytyjskie podwodne okręty atomowe, dziś stacjonujące w głębokich jeziorach Szkocji, będą musiały znaleźć inną bazę. Irlandia Północna, z trudem utrzymująca równowagę między zwolennikami zjednoczenia z Republiką Irlandii i pozostania w Zjednoczonym Królestwie, znów „przeżyje egzystencjalny kryzys", ostrzega prestiżowy londyński tygodnik. I podkreśla, że sama Wielka Brytania dozna jednego z największych „upokorzeń" w swojej historii, jeśli okaże się, że nawet po trzech wiekach współżycia Szkoci nie chcą być dłużej jej częścią.

Nawet jeśli w referendum szkoccy nacjonaliści poniosą klęskę, Zjednoczone Królestwo nie będzie już takie samo jak wcześniej. Uruchomiony przed piętnastu laty proces decentralizacji, który obejmuje także Walię i Irlandię Północną, nabrał w ostatnich miesiącach takiego przyspieszenia, że powrót do status quo okaże się raczej niemożliwy. Szkoci i Anglicy, których już teraz nie łączy wspólny system prawny, w coraz większym stopniu będą szli odrębnymi drogami.

Decyzja o utrzymaniu lub nie 307-letniej unii Szkocji z Anglią zapadnie za siedem miesięcy. Ale już teraz możliwy rozpad Wielkiej Brytanii staje się jednym z głównych tematów poruszanych przez media na Wyspach.

Powodem są coraz bardziej niepokojące sondaże. Ten przeprowadzony na początku lutego dla tygodnika „Scotland on Sunday" wskazuje, że aż 37 proc. uprawnionych będzie głosowało za secesją, podczas gdy 44 proc. opowie się przeciw niej.

Pozostało 94% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1026
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022