Szef tureckiej dyplomacji Ahmet Davutoglu skupia się na Ukrainie, którą odwiedził w weekend. Poseł z jego Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) Amil Tayyar powiedział agencji Anadolu, że status Krymu nie może zostać określony bez udziału Turcji.
Podobne wypowiedzi skłaniają niektórych publicystów do przypomnienia ustaleń sprzed 231 lat między imperiami rosyjskim i otomańskim, które zakładały, że jeżeli Rosja straci kontrolę nad półwyspem, to nie może on się stać niepodległy ani trafić w granice państwa trzeciego, lecz wróci pod zwierzchnictwo Turcji. Napisała o tym m.in. Ceylan Özbudak w portalu telewizji Al-Arabija.
Minister Davutoglu nie odwołuje się do porozumień z czasów carycy Katarzyny II. Zapewnia, że Turcja zrobi wszystko, by Krym pozostał w granicach Ukrainy.
Nie oznacza to interwencji militarnej na drugim brzegu Morza Czarnego. ?– Ankara będzie się angażować bardzo aktywnie, ale zrobi wszystko, by zaangażowanie nie miało wymiaru wojskowego. Sama by tego zresztą nie zrobiła, bo należy przecież do NATO – mówi „Rz" prof. Ilter Turan, politolog z uniwersytetu Bilgi w Stambule. Dodaje, że Turcji zależy, by konflikt między Rosją a Ukrainą się nie pogłębiał, bo ma dobre stosunki z oboma krajami. – I nie sądzę, by dała się postawić w sytuacji wyboru: albo z Ukrainą, albo z Rosją.
Prof. Turan podkreśla, że turecki rząd za swój obowiązek uznaje pomoc Tatarom krymskim. Wspiera ich instytucje edukacyjne i kulturalne, co ułatwia bliskość języków oraz ta sama religia – islam.