W czwartek Biały Dom potwierdził, że „udzieli pomocy" irackim siłom zbrojnym, choć na razie nie sprecyzowano na czym owa pomoc miałaby polegać. Irackiej armii najbardziej doskwiera brak wsparcia lotniczego i zapewne o taką formę pomocy militarnej będzie zbiegał rząd w Bagdadzie. Opowiadają się za tym również doradcy prezydenta Obamy.
Wiceprezydent Joseph R. Biden zadzwonił do premiera Nuriego al-Malikiego informując go o poparciu USA. Przedstawiciele Kongresu spotkali się z ekspertami Departamentu Stanu, którzy powstałą sytuację określają jako „bardzo poważną".
Po wycofaniu sił amerykańskich z Iraku w 2011 r. w kraju pozostały instalacje wojskowe, które Amerykanie mogliby wykorzystywać w razie potrzeby, choć obserwatorzy polityczni uważają, że ponowne, choćby nawet czysto operacyjne stacjonowanie Amerykanów byłoby niewskazane.
Obecnie w Iraku nie ma żadnych wojsk amerykańskich. Jak poinformowała rzeczniczka Departamentu Stanu z bazy pod Bagdadem ewakuowano także przedstawicieli firm zbrojeniowych dostarczających broń dla armii irackiej.
Prezydent wydał na razie tylko jedno oświadczenie dotyczące sytuacji w Iraku. Powiedział, że jego sztab kryzysowy „pracuje 24 godziny na dobę". Po spotkaniu z premierem Australii Tonym Abbotem stwierdził. że „nie wyklucza żadnej możliwości" by przeszkodzić dżihadystom w zadomowieniu się na dobre w Iraku.