Agresja nazwana po imieniu

„Zakrojona na szeroką skalę rosyjska inwazja na Ukrainę oznacza, że prowadzona przez Niemcy strategia kija i marchewki poniosła klęskę. A planu B nie ma" – napisała w czwartek rano na Facebooku Anne Applebaum. Żona szefa polskiego MSZ i wpływowa amerykańska publicystka do tej pory starała się nie wypowiadać na tematy związane z polityką zagraniczną.

– Nie znam tej opinii. Moja żona jest oddzielnym podmiotem prawa międzynarodowego. Proszę naszych opinii nie łączyć, nie uzgadniamy ich – odpowiedział „Rz" Radosław Sikorski.

Parę godzin później w wywiadzie dla Polskiego Radia Sikorski przyznał jednak otwarcie:

– Już nie tylko architektura bezpieczeństwa, ale samo bezpieczeństwo w Europie rozsypuje się na naszych oczach.

W czwartek wieczorem w Waszyngtonie i najważniejszych stolicach Unii starano się opracować nową strategię, która powstrzyma rosyjską ofensywę.

– Przywódcy Unii spotykają się na szczycie w Brukseli w piątek wieczorem. Wtedy uzgodnią ostateczne stanowisko wobec Rosji – powiedziała „Rz" Maja Kocijancic, rzeczniczka przedstawicielki ds. zagranicznych UE Catherine Ashton.

W szczycie weźmie udział prezydent Ukrainy Petro Poroszenko. Już w czwartek na spotkaniu z francuskimi ambasadorami François Hollande ostrzegł, że jeśli doniesienia o obecności rosyjskich żołnierzy na terytorium Ukrainy się potwierdzą, Unia ma nałożyć dodatkowe sankcje na Rosję. Na razie Pałac Elizejski nie sygnalizuje jednak możliwości wstrzymania dostaw helikopterowych okrętów desantowych typu Mistral. Pierwszy z nich ma być przekazany Rosjanom w październiku.

– Rosja nie może jednocześnie chcieć być uznana za jedną z potęg XXI wieku i łamać zasady prawa międzynarodowego – ostrzegł Hollande.

Na początku tego tygodnia władze w Berlinie wydały zgodę na sprzedaż za 7 mld dol. strategicznego oddziału zajmującego się ropą koncernu RWE powiązanemu z Kremlem oligarsze Michaiłowi Fridmanowi. To mogło być na Kremlu odczytane jako sygnał, że Berlin nie zgodzi się na wprowadzenie przez Unię naprawdę poważnych sankcji w sprawie importu rosyjskiej ropy i gazu.

Mimo wszystko kanclerz Angela Merkel już w środę wieczorem zadzwoniła do Władimira Putina, domagając się wyjaśnienia doniesień o przekroczeniu przez rosyjskich żołnierzy ukraińskiej granicy.

Wątpliwości, że inwazja już nastąpiła, nie mają natomiast Amerykanie.

„Rosja wysyła bezpośrednio wojsko, najnowsze systemy obrony rakietowej" – napisał przed południem na swoim koncie na Twitterze amerykański ambasador w Kijowie Geoffrey Pyatt.

Jeszcze dalej poszła rzeczniczka Departamentu Stanu Jen Psaki. Jej zdaniem Rosjanie rozpoczęli operację, którą można by nazwać kontrofensywą doniecko-ługańską. Odpowiadając na niedawne sukcesy ukraińskiej armii, wdarli się aż 50 km w głąb ukraińskiego terytorium.

Zdaniem dyplomatów NATO Kreml zmienił taktykę działania na Ukrainie: postawił na zupełnie otwartą interwencję, choć się do niej oficjalnie nie przyznaje. Sojusz uważa, że granicę przekroczyło około tysiąca rosyjskich żołnierzy. Są wyposażeni w wyrzutnie przeciwlotnicze SA-22, nowszą wersję sprzętu, który został wykorzystany do zestrzelenia malezyjskiego samolotu w okolicach Doniecka.

Równie otwarcie co Amerykanie Europejczycy na razie nie wytykają jednak Rosjanom agresji. Wyjątkiem są tylko Łotysze, których minister spraw zagranicznych Edgars Rinkevics mówi o „akcie agresji i wojnie" wypowiedzianej przez Rosję, a także Litwini, których władze zajęły podobne stanowisko.

Wczoraj późnym popołudniem trwały konsultacje między polskim premierem, prezydentem i szefem MSZ.