Rz: Niemal pół wieku temu miało miejsce wydarzenie, które uznaje się często za pierwszy krok w kierunku pojednania Polaków i Niemców. Myślę o słynnym orędziu biskupów polskich do niemieckich zawierającym słowa: „udzielamy wybaczenia i prosimy o nie". Czy pana zdaniem ich dzieło jest już zakończone i dziś zamiast o pojednaniu można mówić o partnerstwie?
Fundamenty zostały położone i są stabilne. Ale można sobie zadać pytanie, czy relacje polsko--niemieckie wytrzymają jakiś gwałtowny szturm. Czy w pewnym krytycznym momencie nie dojdą do głosu wzajemne uprzedzenia i negatywne stereotypy. Tak już było w przypadku Jugosławii, skąd pochodzi wielu imigrantów mieszkających za Odrą. Wojna domowa ujawniła jednak pokłady niechęci wobec nich. Nie ma żadnych obaw o losy relacji polsko-niemieckich. Ale nie osiągnęliśmy jeszcze z wami takiego poziomu wzajemnego zrozumienia i akceptacji jak z Francuzami. Pojednanie miedzy naszymi narodami trwa dopiero ćwierć wieku, przynajmniej jeżeli chodzi o sprawy granic. Jeszcze mniej czasu upłynęło od zniesienia kontroli granicznych.
Jeszcze dzisiaj funkcjonuje wiele stereotypów w odniesieniu do wzajemnych relacji. A 20 lat po II wojnie światowej, w roku 1965, można chyba było mówić o nienawiści czy nawet pragnieniu odwetu, bo pamięć hekatomby była bardzo żywa. Nie może dziwić, że znaczna, by nie powiedzieć przeważająca, część społeczeństwa była przeciwna sformułowaniu użytemu przez biskupów polskich. Był to chyba jeden z tych nielicznych w czasach PRL wypadków, kiedy partia i społeczeństwo mówiły jednym głosem.
Komuniści z Gomułką na czele uczynili z RFN wroga. Sprzyjał temu podział na dwa państwa, dobra była komunistyczna Niemiecka Republika Demokratyczna a zła Republika Federalna Niemiec. Wydaje się, że list był w pewnym sensie skierowany także do polskiego społeczeństwa, by spojrzało na sąsiadów w duchu chrześcijańskiego miłosierdzia. Reakcja niemieckich biskupów była nad wyraz wstrzemięźliwa. Było to rezultatem gwałtownej konfrontacji pomiędzy tymi w RFN, którzy pragnęli pojednania, a tymi, którzy stali na stanowisku prymatu prawa w relacjach międzynarodowych. Mówimy przecież o czasach, gdy sprawa granic nie była uregulowana.
Gest polskich biskupów powinien wywołać co najmniej ożywioną dyskusję w niemieckim Kościele katolickim.