Korespondencja z Brukseli
Przynajmniej 18 państw autorytarnych, znanych z naruszania zasad demokracji i łamania praw człowieka, korzysta z usług profesjonalnych firm PR, żeby poprawić swój wizerunek w Brukseli. — To tylko czubek góry lodowej. Bo lobbyści nie mają obowiązku ujawniania się, a informacje o ich klientach są niepełne — pisze Katharine Ainger, autorka raportu sporządzonego na zlecenie Corporate Europe Observatory — organizacji działającej na rzecz przejrzystości stanowienia prawa w UE.
Lista ta obejmuje m.in. Rosję, Ukrainę (jej byłe władze), Białoruś, Azerbejdżan, Kazachstan, ale też Bangladesz, Kenię, Rwandę, czy Nigerię. Bruksela nie jest wyjątkowym miejscem, raport czyni analogię do Waszyngtonu, gdzie też królują lobbyści. Bo w dzisiejszych czasach ich profesjonalna działalność przynosi szybsze efekty niż umieszczanie swoich tajnych agentów w kręgach władzy.
Z raportu wynika, że kraje bogatsze, które stać na utrzymywanie profesjonalnych placówek dyplomatycznych, sięgają po usługi firm lobbystycznych po dodatkowe wsparcie, np. żeby zabiegały o konkretny projekt. Ale coraz częściej firmy PR po prostu zastępują dyplomatów — ma to miejsce szczególnie w przypadku krajów afrykańskich, które nie mają sieci placówek dyplomatycznych.
Najbardziej znanym przypadkiem państwowego lobbingu w Brukseli są relacje rządu Rosji i jej państwowych koncernów z firmą GPlus w Brukseli. To bardzo sprawna agencja, założona przez byłych rzeczników Komisji Europejskiej, z bardzo dobrą siecią kontaktów z unijnymi instytucjami. Dość wspomnieć, że jedna z obecnych rzeczniczek KE jest była pracowniczką GPlus, a inna, pracująca na rzecz szefowej unijnej dyplomaci Federiki Mogherini, jest żoną zatrudnionego w GPlus lobbysty rządu rosyjskiego i Gazpromu. Rosja wynajęła tę firmę w Brukseli, a kolejną w Waszyngtonie, w 2006 roku, gdy Władimir Putin kierował pracami grupy najbogatszych krajów świata G8.