– Unia Eurazjatycka to jest poważny element budowy mostu między Europą a regionem Pacyfiku – twierdzi rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow.
– Rosja zwróciła się do nas w tej sprawie. My tego nie odrzucamy – powiedział „Rz" Daniel Rosario, rzecznik unijnej komisarz ds. handlu Cecilii Malstrom.
Punktem wyjścia dla najnowszej kampanii dyplomatycznej Kremla są zapisy, na które zgodzili się Angela Merkel i François Hollande w Mińsku 12 lutego. W porozumieniu jest mowa o „wspólnej przestrzeni gospodarczej i humanitarnej od Atlantyku do Pacyfiku" oraz o „podjęciu praktycznych kroków, aby zaspokoić obawy Rosji z powodu zawarcia umowy o wolnym handlu między Ukrainą i UE".
Jean-Claude Juncker poszedł o krok dalej. „Będziemy posuwali się powoli i ostrożnie – tak jak to robią Siuksowie – ku trudnej kwestii, jaką jest współzależność między tym, co robimy tutaj, w Europie, gdy idzie o handel i Wspólnotą Eurazjatycką. Komisja Europejska przygotuje dogłębną analizę, która zostanie zaprezentowana w odpowiednim czasie" – oświadczył Juncker.
Dla Władimira Putina to bardzo obiecująca perspektywa. Powołana do życia 1 stycznia 2015 r. Eurazjatycka Unia Gospodarcza (EUG), nazywana powszechnie Unią Eurazjatycką, nie jest bowiem strukturą, która ma pogłębić integrację ekonomiczną między państwami członkowskimi. To raczej organizm, którego celem jest odbudowa postradzieckiego imperium. Art. 24 statusu Światowej Organizacji Handlu (WTO), do której należy Rosja, mówi jasno, że członkostwo w regionalnych strukturach integracyjnych musi być dobrowolne. Jednak we wrześniu 2013 r. Armenia została zmuszona do przyłączenia do EUG, m.in. groźbą podwyżki cen gazu. Kazachstan i Białoruś, dwaj pozostali obok Rosji członkowie organizacji, też nie mieli w tej sprawie większego wyboru. Teraz nacisk Kremla skoncentrował się na Kirgistanie.