Właściwie można się było tego spodziewać, bo rząd składa się z partii nacjonalistycznych, religijnych i ugrupowania osadników żydowskich. Ale mimo wszystko szybkość, z jaką Netanjahu pogrzebał szanse na rozmowy z Palestyńczykami, jest zastanawiająca.
Zwłaszcza, że na przezwyciężenie konfliktu palestyńsko-izraelskiego zależy głównemu sojusznikowi Izraela - Ameryce, a także Unii Europejskiej, której szefowa dyplomacji Federica Mogherini przybywa do Izraela w czwartek z nadzieją właśnie na ożywienie negocjacji pokojowych. Na dodatek nasila się proces uznawania państwa palestyńskiego, ostatnio zapowiedział to Watykan.
W takich okolicznościach świeżutki rząd Netanjahu wykonuje trzy kroki, które rozwiewają nadzieje zarówno zachodnich sojuszników, jak i przeciwników (albo potencjalnych partnerów) z Autonomii Palestyńskiej.
Po pierwsze - w poniedziałek premier zapowiada, że Jerozolima zawsze będzie niepodzielna, w całości izraelska. To uniemożliwia utworzenie państwa palestyńskiego ze stolicą w Jerozolimie (jej wschodniej części), czyli w ogóle je uniemożliwia. Nie chodzi tylko o deklaracje palestyńskie w tej sprawie. Takiego zdania jest wiele państw zachodnich i Rosja.
Po drugie - premier, również w poniedziałek, ogłasza, że osiedla żydowskie w Jerozolimie (tej wschodniej części) będą nadal powstawać. Izraelska ekspansja na terenach spornych czy okupowanych jest powszechnie krytykowana, także przez USA.