Zarówno termin, jak i trasa przejazdu zostały starannie przygotowane. Brat i syn amerykańskich prezydentów odwiedzi tylko trzy kraje: poza Polską także Niemcy i Estonię. Chce z jednej strony pokazać, że jest partnerem dla Angeli Merkel, najbardziej wpływowego polityka Europy, a z drugiej – że nie zawaha się obronić sojuszników przed agresją ze strony Kremla.
Zaraz potem, 15 czerwca, ogłosi oficjalnie w Miami start w walce o nominację Partii Republikańskiej w wyborach prezydenckich.
– To jest wyjątkowa kampania wyborcza. Zwykle w USA polityka zagraniczna nie odgrywa istotnej roli. Ale tym razem jest inaczej, bo każdy z kandydatów chce się wyróżnić w stosunku do Baracka Obamy. A w żadnym innym obszarze dokonania odchodzącego prezydenta nie są tak wątpliwe, jak w sprawach międzynarodowych – mówi „Rz" Bates Gill z Królewskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (Chatham House) w Londynie.
Przejmując osiem lat temu władzę, Obama obiecał wycofanie się Stanów Zjednoczonych z wojen świata arabskiego. Ale dziś tę politykę trudno nazwać sukcesem: Państwo Islamskie opanowało znaczną część Iraku i Syrii, Libia jest pogrążona w chaosie, NATO pozostawia dużą część Afganistanu w rękach talibów.
To jednak przede wszystkim porażka polityki resetu z Rosją ma być głównym celem ataku przeciw Obamie.