Rosyjski parlament bowiem jeszcze w maju przyjął ustawę o „organizacjach niepożądanych", czyli takich, które stanowią zagrożenie dla „podstaw konstytucyjnego ustroju państwa, jego obronności i bezpieczeństwa".
Ponieważ prokuratura po uchwaleniu nowego prawa nie spieszyła się z wypędzaniem cudzoziemców z kraju, w lipcu izba wyższa rosyjskiego parlamentu stworzyła własną, tzw. patriotyczną listę, na której znalazło się 12 organizacji (choć pierwsza wersja obejmowała aż 20) i przekazała ją prokuraturze. W tej sytuacji jej urzędnicy – wraz z kontrwywiadem i Ministerstwem Spraw Zagranicznych – zaczęli działać i zastanawiać się, kogo usunąć z kraju.
Na lipcowej liście organizacji do usunięcia znalazło się m.in. Otwarte Społeczeństwo Fundacji Sorosa, National Endowment for Democracy (NED), Freedom House, Krymska Polowa Misja ds. Praw Człowieka oraz dwie organizacje Ukraińców: Światowy Kongres Ukraińców i Ukraiński Światowy Komitet Koordynacyjny. Za „niepożądaną" uznano wtedy jedynie NED, ale na wieść o tym amerykańska Fundacja McArthurów sama wyprowadziła się z Rosji.
„Niektórych nie mogliśmy sprawdzić, ponieważ ich centrale znajdują się poza jurysdykcją Rosji" – poskarżył się parlamentarzystom przedstawiciel Prokuratury Generalnej. Tłumaczył w ten sposób, dlaczego nie wyrzucono z kraju organizacji z kolejnej listy, tym razem stworzonej przez deputowanych z partii Żyrinowskiego. Ci wpisali na nią wszystko, co mogli, m.in: Transparency International, Amnesty International, Human Rights Watch, Greenpeace, British Council, Instytut Adama Smitha, norweską Bellonę czy Fundację Carnegie. Z tej listy jednak nikt nie został wyrzucony z Rosji.
Zarówno British Council, jak i norweska organizacja ochrony środowiska Bellona już dziesięć lat temu miały ogromne kłopoty w Rosji. Gdy Bellona badała skażenie środowiska przez rosyjską armię i flotę na Dalekiej Północy, jej współpracownik Aleksander Niktin został zaaresztowany pod zarzutem szpiegostwa.
– Ale kolejne spisy i publiczne debaty nad nimi tworzą bardzo nieprzyjemną atmosferę w społeczeństwie, tym bardziej że za współpracę z organizacją uznaną za niepożądaną grozi do pięciu lat więzienia. Większość z napiętnowanych organizacji prowadzi różne programy stypendialne i rozdziela granty służące budowie społeczeństwa obywatelskiego. Działając pod takim naciskiem, mają jednak na nie coraz mniej chętnych, mimo że problemów z naszym społeczeństwem nie ubywa – powiedział „Rz" jeden ze współpracowników moskiewskiego Funduszu Obrony Głasnosti. Na swoje szczęście Fundusz nie może się znaleźć na takiej liście, gdyż jest organizacją czysto rosyjską.