– Obecnie w Moskwie znajduje się kilkuosobowa grupa przedstawicieli Rady Koordynacyjnej (powołanej przez Swiatłanę Cichanouską – red.). Będą się spotykać z rosyjskimi mediami, ekspertami i przedstawicielami lokalnych think tanków, również tych blisko związanych z Kremlem. To nie jest pierwsza wizyta, odbywają się regularnie – mówi „Rzeczpospolitej" dobrze poinformowany rozmówca.
Oficjalnie rozmów brak
Z naszych informacji wynika, że czołowa rywalka Aleksandra Łukaszenki w wyborach z 9 sierpnia nie miała jak dotychczas kontaktów z przedstawicielami władz Rosji. – Rosyjskim politykom i deputowanym Dumy zabroniono kontaktować z nią i jej otoczeniem osobiście, przynajmniej na razie. Mają nieformalny zakaz, wydany odgórnie – mówi nasze źródło.
Znany rosyjski politolog i szef związanego z władzami Centrum Informacji Politycznej Aleksiej Muchin przyznaje w rozmowie z „Rzeczpospolitą", że uczestniczył już w kilku „wydarzeniach" z udziałem białoruskiej opozycji w Moskwie, również w państwowych stacjach telewizyjnych. – Mieliśmy niedawno dyskusję w stacji Pierwyj Kanał, podczas której wystąpił zdalnie Paweł Łatuszka (jeden z liderów KS, były dyplomata i były minister kultury Białorusi – red.). Dlaczego Rosja miałaby ignorować tych ludzi? Przecież są obywatelami Białorusi i mają prawo uczestniczyć w procesach konstytucyjnych swojego kraju – mówi „Rzeczpospolitej" Muchin. – Oficjalne przedstawiciele władz raczej nie kontaktują się z białoruską opozycją, ale to nie oznacza, że Rosja zamyka przed nimi drzwi – dodaje. Przekonuje, że w Moskwie doskonale zdają sprawę z nastrojów Białorusinów. – Łukaszenko, zwlekając ze zmianą konstytucji, prowokuje radykalizację protestów – mówi rosyjski politolog.
Świadomość zmian
We wtorek Rosyjska Rada ds. Międzynarodowych (RSMD) opublikowała obszerne najnowsze badania, z których wynika, że większość uczestników protestów na Białorusi (niemal 70 proc.) ma dobry stosunek do Rosji, a połowa mieszkańców białoruskich miast twierdzi, że rozczarowało się uznaniem „wygranej" Łukaszenki przez Władimira Putina. Co piąty ankietowany uważa, że Rosja powinna wspierać protesty, a ponad 60 proc. Białorusinów uważa, że Moskwa nie powinna w ogóle ingerować po żadnej ze stron.
Pada też nazwisko ewentualnego następcy Łukaszenki – Wiktora Babaryki (były szef rosyjskiego Biełgazprombanku, niedopuszczony do wyborów i aresztowany w czerwcu), który według tych badań jest najpopularniejszym politykiem na Białorusi.