Cóż takiego mogła powiedzieć w rozmowie telefonicznej polska premier, czego nie wiedziałby już wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej? Frans Timmermans był tydzień temu w Warszawie, rozmawiał z rządem i opozycją, z prezesem TK i przedstawicielami organizacji pozarządowych.
Nie ma też żadnej tajemnicy w stanowisku PiS na temat tego, jak odblokować działanie TK. Propozycja, którą strona rządowa przedstawiała jako wielki przełom, okazała się bardzo słabą obietnicą spełnienia jednego tylko warunku Brukseli, a mianowicie zaprzysiężenia w późniejszym terminie trzech sędziów wybranych legalnie przez poprzedni parlament.
Gdyby Komisja chciała trzymać się ściśle postawionych przez siebie warunków, powinna więc zatwierdzić w środę krytyczną opinię, której projekt opisaliśmy w „Rzeczpospolitej" 20 maja i dążyć do wprowadzania dalszych etapów procedury kontroli rządów prawa. Jej finałem mógłby być wniosek Komisji do Rady Europejskiej o stwierdzenie zagrożenia praworządności w Polsce i ukaranie nas np. zawieszeniem prawa głosu w UE.
Ale Komisja się waha, bo widzi, że PiS nie ustępuje i gotów jest na taki scenariusz. Choćby tylko po to, żeby ostatecznie udowodnić, że Unia nic nie może, bo Rada prawdopodobnie nie przyjęłaby wniosku Brukseli (zabrakłoby jednomyślności).
Komisja raczej teraz procedury nie zakończy, może natomiast dalej prowadzić dialog. Musi jednak mieć jakiś cel, bo ciągnięcie sprawy bez końca będzie ją tylko ośmieszać.