Dziennik "Welt am Sonntag", powołując się na niewymienionego z nazwiska niemieckiego polityka zajmującego się polityką bezpieczeństwa, informuje w dzisiejszym (21.08) wydaniu, że turecka Państwowa Organizacja Wywiadu (MIT) dysponuje w Europie Zachodniej siecią 800 oficerów, z których większość działa w Niemczech.
Niezależnie od tego turecki wywiad zdołał pozyskać ok. 6 tys. informatorów, przez co - jak podkreśla "Welt am Sonntag" - stworzył unikatową sieć nadzoru i kontroli i potrafi skutecznie wpływać na postawę i działania tureckiej społeczności w Niemczech. Jeden funkcjonariusz MIT przypada na 500 Turków zamieszkałych w RFN. Taka sztuka nie udała się nawet wschodnioniemieckiej Stasi, która w czasach zimnej wojny "na odcinku zagranicznym" była zajęta głównie tworzeniem i rozwijaniem sieci agentów w Niemczech Zachodnich.
W służbie Partii Sprawiedliwości i Rozwoju
Jak pisze dalej "Welt am Sonntag", z informacji zebranych przez tajne służby RFN wynika, że działania agenturalne MIT w Niemczech koncentrują się przede wszystkim na penetrowaniu tutejszego środowiska Kurdów, tureckich alawitów oraz zwolenników tzw. ruchu Gülena, organizacji stworzonej przez żyjącego na emigracji w USA uczonego, myśliciela i przewodnika duchowego Fethullaha Gülena, oskarżanego przez prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana i jego partię AKP o wywołanie niedawnego, nieudanego przewrotu wojskowego w Turcji.
W objętym klauzulą tajności niemieckim dokumencie rządowym, zawierającym analizę działalności wywiadu MIT w RFN, mówi się, że takie rozłożenie akcentów stwarza zagrożenie przeniesienia tureckiej walki politycznej na teren Niemiec, z czym ich tajnym służbom oraz policji jest trudno walczyć.
Opinię tę podziela niemiecki ekspert ds. wywiadu i innych tajnych służb Erich Schmidt-Eenbom. W jego przekonaniu Niemcy nie mogą tolerować działalności agenturalnej na taką skalę i o takim charakterze, prowadzonej przez jednego z ich sojuszników z NATO. - W istocie rzeczy mamy tu do czynienia nie tyle ze zwykłą działalnością wywiadowczą, tylko z represyjną kampanią, prowadzoną przez funkcjonariuszy MIT - twierdzi Schmidt-Eenbom.