Paul Manafort, człowiek Władimira Putina u Donalda Trumpa

Poprzez Manaforta Kreml chciał mieć bezpośredni wpływ na Biały Dom. Dymisja szefa sztabu Trumpa jeszcze tego ostatecznie nie przekreśla.

Aktualizacja: 22.08.2016 06:10 Publikacja: 21.08.2016 17:30

Paul Manafort złożył dymisję ale w sztabie Trumpa nadal pracuje bliski mu Rick Gates.

Paul Manafort złożył dymisję ale w sztabie Trumpa nadal pracuje bliski mu Rick Gates.

Foto: AFP/GETTY IMAGES NORTH AMERICA, Chip Somodevilla

– Paul był fantastyczny. Ale mój ojciec nie mógł pozwolić na to, aby uwaga wyborców była zaprzątnięta jego kłopotami – tłumaczył w czasie weekendu Eric Trump powody pozbycia się Manaforta. Ten dymisję złożył w piątek wieczorem, choć w sztabie miliardera nadal pracuje wielu bliskich współpracowników lobbysty, np. Rick Gates.

O związkach z Manafortem wolą także milczeć jego partnerzy w Kijowie.

– Z Paulem Manafortem nigdy się nie spotykałem, nie rozmawiałem z nim też przez telefon. Nie wiem nic o jego związkach z Partią Regionów i nie chce tego komentować – mówi „Rz" Nikołaj Lewczenko, były szef Partii Regionów w obwodzie donieckim.

Ale o ujawnionych tydzień temu przez „New York Times" związkach szefa sztabu Trumpa z byłym ukraińskim prezydentem Wiktorem Janukowyczem i pracownikami rosyjskich służb specjalnych nie da się łatwo zapomnieć. Przeciwnie, niczym kula śniegowa skandal nabiera coraz większego wymiaru. I pokazuje, że wielokrotnie sygnalizowana przez Donalda Trumpa sympatia dla rosyjskiego przywódcy może być wynikiem głęboko przemyślanej i niezwykle niebezpiecznej strategii.

– Dymisjonując Manaforta, Trump pokazał, że nie potrafi usprawiedliwić podejrzanych związków z prokremlowskimi elementami w Rosji i na Ukrainie – uważa szef kampanii wyborczej Hillary Clinton Robby Mook.

Waszyngton uwierzył kryminaliście

Prowadzone przez ostatnie dni przez wszystkie czołowe amerykańskie media śledztwo rzeczywiście rysuje niezwykle niepokojący obraz.

Manafort zyskał opinię jednego z najsprawniejszych lobbystów w Waszyngtonie już wiele lat temu. Odegrał ważną rolę w budowie kariery politycznej Geralda Forda, a także w doprowadzeniu do zwycięstwa wyborczego dwóch kolejnych republikańskich prezydentów: Ronalda Reagana i George'a H.W. Busha.

To wtedy lobbysta stał się znany z ekstrawaganckiego stylu życia, znakomitych garniturów, luksusowych mieszkań, wystrzałowych imprez. Praca co cztery lata przy okazji wyborów dla republikańskich kandydatów najwyraźniej nie wystarczała już na zaspokojenie tak wielkich potrzeb, Manafort zaczął więc sięgać po o wiele bardziej podejrzanych klientów. Za czasów Reagana i Busha seniora stał się w Waszyngtonie człowiekiem Jonasa Savimbi, lidera UNITA, antykomunistycznego ruchu w Angoli. Dzięki lobbyście Savimbi przybrał w oczach Amerykanów obraz bohatera, Biały Dom przekazał mu setki milionów dolarów, ale sukcesu w Angoli nie odniósł.

Innymi klientami Manaforta byli dyktatorzy: Filipin Ferdinand Marcos i Zairu Mobutu Seko. Swoje usługi próbował oferować nawet somalijskiemu watażce Siadowi Barre, tym razem bez powodzenia.

Romans z Ukrainą Manafort zaczął w 2005 r., niedługo po pomarańczowej rewolucji. Poprawy wizerunku potrzebowali wówczas na gwałt oligarchowie tzw. klanu donieckiego, z najbogatszym z nich Rinatem Achmetowem na czele. Partia Regionów, ugrupowanie finansowane przez miliarderów, którzy zbudowali majątek dzięki rozgrabieniu państwowej własności w chwili rozpadu ZSRR, miała się przekształcić w nowoczesną siłę polityczną, alternatywę dla „pomarańczowych". Początkowo nawet Manafort uznał, że dzieło jest niewykonalne. Ale narastający konflikt między prezydentem Wiktorem Juszczenką i premier Julią Tymoszenko przekonał go, że „klan doniecki" może jednak powrócić do władzy.

Doceniając skuteczność Manaforta, Achmetow po kilku miesiącach skontaktował go z samym Janukowyczem.

– Mówił, na co trzeba zwrócić szczególną uwagę podczas kampanii i jak prawidłowo odczytywać badania opinii społecznej. Jego rady były wykorzystywane na potrzeby wewnętrzne, na tamtym etapie nie zajmował się kreowaniem wizerunku Janukowycza na Zachodzie – mówi „Rz" Konstantin Bondarenko, kijowski politolog, który również pracował dla Partii Regionów – Gdyby w Stanach i Unii Europejskiej nagle zaczęli wtedy chwalić Janukowycza, nie wygrałby wyborów. Nie wolno zapomnieć o specyfice jego elektoratu, który nie był prozachodni – dodaje.

Pod koniec 2006 r. Wiktor Janukowycz niespodziewanie został premierem, a w 2010 r. wygrał powszechne wybory na Ukrainie.

– Manafort przeprowadził całkowitą przebudowę jego wizerunku – mówi nie bez podziwu „Washington Post" John E. Herbst, w tamtych latach amerykański ambasador w Kijowie.

Lobbysta dbał o każdy szczegół, także fryzurę Janukowycza. Przekonał byłego kryminalistę, że dla wygrania wyborów musi wyjść poza swoją bazę na wschodzie Ukrainy. To wtedy przyszły prezydent zaczął się uczyć angielskiego, gdy był we Lwowie, do wyborców zwracał się po ukraińsku, choć na wschodzie kraju nadal używał rosyjskiego. Amerykanin przekonał go, że może wziąć rewanż na „pomarańczowych", tylko jeśli przedstawi się jako polityk, który skuteczniej poprowadzi Ukrainę ku liberalnej demokracji, a nie znowu umocni jej związki z Moskwą.

– Kiedy w jego otoczeniu pojawił się Manafort, Janukowycz zaczął się zupełnie inaczej zachowywać. Udawał, że jest otwarty na współpracę z Zachodem. Byliśmy wtedy razem w jednym studiu popularnego programu telewizyjnego. Do kamery Janukowycz mówił o potrzebie współpracy z Europą. Ale po programie podszedł do mnie i powiedział: Witaliju, przecież wiesz, że nasza droga i tak prowadzi w stronę Rosji – mówi „Rz" Witalij Portnikow, ukraiński publicysta i dziennikarz.

McCain odrzuca Manaforta

Za swoje usługi Manafort inkasował bardzo duże kwoty. Ukraińskie Biuro Antykorupcyjne (NABU) opublikowało wyciąg z księgi tajnych transakcji finansowych ekipy Janukowycza, z których wynika, że w latach 2007–2012 na jego konto w 22 ratach wpłynęło 12,7 mln dolarów.

Ale to tylko czubek góry lodowej. Tym bardziej że Manafort pracował w Kijowie nie tylko na potrzeby Janukowycza i Achmetowa, ale także innych oligarchów. W 2008 r. zaangażował się z Dmytro Firtaszem w budową wartego 850 mln dol. luksusowego budynku na Manhattanie, a z potentatem aluminiowym Olegiem Deripaską próbował przejąć jedną z ukraińskich sieci telewizji kablowej.

W 2008 r. Manafort postanowił wrócić do korzeni i zaangażować się w kampanię na rzecz kandydata republikanów w wyborach prezydenckich. Ale John McCain odrzucił ofertę. Nie chciał mieć w swoim sztabie człowieka tak blisko związanego z interesami Rosji.

Śledztwo przeprowadzone przez amerykańskie media pokazuje bowiem, że najbliższym współpracownikiem Manaforta w Kijowie, wręcz jego przedstawicielem i szefem biura, był i pozostaje niejaki Konstantin Kilimnik, były agent rosyjskiego wywiadu, w którym świetnie opanował język angielski i szwedzki. Ponieważ Manafort nie zna rosyjskiego, Kilimnik stale jest u jego boku na Ukrainie, to jego powiernik.

Komorowski też dał się nabrać

Amerykanin nie tylko jednak wydatnie pomógł w przekonaniu Ukraińców do wyboru Janukowycza, udało mu się także zbudować w USA i Europie wizerunek ukraińskiego prezydenta, który jest gotowy odwrócić się od Moskwy i postawić na Zachód, a nawet wprowadzić swój kraj do NATO.

W Polsce ofiarą tej gry padł Bronisław Komorowski, który przez lata starał się przekonać Janukowycza do zawarcia układu stowarzyszeniowego z Unią. To był główny cel polskiego prezydenta w polityce zagranicznej – i w ostatecznym rachunku jego największa porażka dyplomatyczna.

Teraz działalność Manaforta w USA tropi jednak FBI. Agenci służb federalnych pojechali w tej sprawie także do Kijowa. Były szef sztabu Trumpa, choć był opłacany przez ukraińskiego prezydenta, nie zarejestrował się jako „zagraniczny agent" w Waszyngtonie. Grozi mu za to pięć lat więzienia i 250 tys. dol. grzywny.

Trump nie mógł nie wiedzieć o powiązaniach Paula Manaforta z Janukowyczem, a nawet agentami Kremla. Dlaczego, w przeciwieństwie do Johna McCaina, uczynił go mimo to szefem swojego sztabu wyborczego?

„New York Times" podkreśla, że to w znacznej części dzięki Manafortowi i jego znajomości aparatu partyjnego Trump uzyskał nominację republikanów. Z lobbystą, który mieszka w luksusowym apartamencie w Trump Tower na Manhattanie, miliardera wiąże także wiele cech: bezwzględność w dążeniu do celu, gotowość do szukania na końcu świata źródeł zarobku, specyficzna moralność.

Ale w tych dniach Amerykanie zadają sobie pytanie, czy ukraiński skandal nie ujawnił czegoś znacznie gorszego: bliskiej współpracy Trumpa z Kremlem. Miliarder wielokrotnie wyrażał swój podziw dla Władimira Putina, zapowiadał, że jest z nim gotowy zawrzeć „deal", jeśli zostanie prezydentem. W czasie konwencji republikanów próbował wykreślić z programu partii gotowość do sprzedaży Ukraińcom amerykańskiej broni śmiercionośnej, a później, niby jako żart, wzywał Rosjan do przejęcia e-maili Clinton (hakerzy powiązani z Kremlem są podejrzani o sparaliżowanie strony internetowej kandydatki demokratów). To wszystko sprawia wrażenie, że w razie zwycięstwa Manafort i Kilimnik byli szykowani przez Trumpa do jeszcze poważniejszego zadania: wynegocjowania z Putinem porozumienia, którego ofiarą mogłaby paść Ukraina.

Na obszarze postradzieckim nie tylko Janukowycz korzystał z usług zagranicznych doradców, by poprawić swój wizerunek na Zachodzie. – Robili to wszyscy liderzy postradzieckich krajów, by zwiększyć i przyciągnąć do siebie zainteresowanie Stanów Zjednoczonych. Na początku lat 90. robiła to też Rosja – mówi „Rz" szef wpływowej rosyjskiej Rady ds. Polityki Zagranicznej i Obronnej Fiodor Łukjanow, redaktor naczelny rosyjskiego czasopisma „Rosja w Polityce Globalnej".

Rządzący od ponad 20 lat prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenko według lokalnych mediów w latach 2008–2009 korzystał z usług znanego londyńskiego piarowca Timothy'ego Bella. Dzięki niemu miał poprawić swój wizerunek na Zachodzie. Wtedy po raz pierwszy pojechał do Watykanu i była to jego pierwsza od 14 lat wizyta w kraju zachodnim. Wtedy też białoruskiego przywódcę odwiedzali szefowie MSZ europejskich państw, m.in. ówczesny szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski. Wszystko się zepsuło, kiedy w 2010 r. w Mińsku rozpędzono manifestację opozycji i wsadzono do więzienia wszystkich opozycyjnych kandydatów na prezydenta.

Jeszcze lepszego zagranicznego doradcę ma prezydent Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew. O współpracy kazachskiego przywódcy z byłym premierem Wielkiej Brytanii Tonym Blairem brytyjskie media pisały jeszcze w 2011 r. Założona przez Blaira firma miała pomagać w przeprowadzeniu reform gospodarczych w Kazachstanie. Wtedy brytyjski „The Telegraph" donosił, że Nazarbajew miał płacić za te usługi 8 mln dol. rocznie. Zaprzeczał jednak temu rzecznik byłego brytyjskiego premiera.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1181
Świat
Meksykański żaglowiec uderzył w Most Brookliński
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1178
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1177
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1176