– Próbują blokować Twitter, a wyłączyli strony internetowe Kremla, rządu, Komitetu Śledczego. Czyli: cyrk z małpami, jak to u nas zwykle – podsumował wysiłki urzędników ekspert, wiceprezes rosyjskiego Zrzeszenia Wydawców Internetowych Anton Mierkurow.
Zgodnie z zapowiedzią Roskomnadzoru (rządowej agencji nadzorującej media i próbującej kontrolować internet) szybkość przesyłu danych w Twitterze powinna była zmniejszyć się na urządzeniach mobilnych i połowie komputerów stacjonarnych. Wszystko to za karę, że sieć społecznościowa nie usuwa treści, które nie podobają się rosyjskim władzom.
Oficjalnie Moskwa informuje, że Twitter otrzymał 3,1 tys. urzędowych skarg na zawartość różnych kont. Ich treść była podobno sprzeczna z rosyjskim prawem. – To są normalne działania prewencyjne wobec firmy, która będąc prywatnym straganem, próbuje zostać moderatorem państwa, mając gdzieś prawa tego czy innego kraju – tłumaczył w telewizji Nastojaszczije Wriemia deputowany Aleksandr Juszczenko.
Twitter jednak kategorycznie odrzuca oskarżenia.
Zmusić do posłuchu
Krytyka zachodnich sieci społecznościowych ze strony rosyjskich władz nasiliła się kilka tygodni temu, gdy rosyjscy urzędnicy zaczęli im zarzucać, że umożliwiają wzywanie niepełnoletnich na opozycyjne manifestacje. „Prezydent Putin był wzburzony rolą, jaką odegrały sieci społecznościowe w mobilizacji poparcia dla lidera opozycji Aleksieja Nawalnego" – opisał brytyjski „Guardian" prawdziwe powody ataku na Twittera. Jeszcze kilka lat temu Putin twierdził, że internet założyła CIA i „działa on tak (jak chcieli założyciele – red.) do tej pory". W ciągu ostatnich dwóch tygodni na trzech kolejnych naradach w mundurowych resortach prezydent skarżył się na sieci społecznościowe.