– Nie było nic, co ja czy ktokolwiek inny widziałbym, a co wskazywałoby na upadek armii lub rządu Afganistanu w ciągu tylko 11 dni – wyjaśniał gen. Mark Milley, szef amerykańskiego Kolegium Połączonych Szefów Sztabów. Wypowiedź ta wyjaśniła wiele z informacji, jakie swoim rządom w Londynie i Berlinie przedstawiały wywiady brytyjski i niemiecki, a co dotyczyło amerykańskiej oceny rozwoju sytuacji.

Były szef niemieckiego wywiadu August Hanning uważa, że wycofywanie się Amerykanów i Brytyjczyków z „zielonej strefy" w Kabulu zostało jednoznacznie ocenione przez afgańskie siły rządowe i gwałtownie przyśpieszyło rozwój wydarzeń.

Teraz w mieście rządzą talibowie i powoli zjeżdżają tam ich przywódcy na rozmowy o tworzeniu nowych władz. Próbują do nich wciągać polityków innych ugrupowań, ale na razie obracają się w kręgu osób będących Pusztunami, jak i oni.

Politycy drugiej co do wielkości narodowości Afganistanu, tadżyckiej, zbierają się w niekontrolowanej przez talibów dolinie Pandższir i zamierzają kontynuować walkę z nimi. Tam ściągają wszyscy, którzy dotychczas nie złożyli broni. Według szacunkowych ocen jest tam już około 6 tys. żołnierzy afgańskich oddziałów specjalnych.