Dwa wydarzenia ostatnich dni na wodach Zatoki Omańskiej nie pozostawiają złudzeń co do dalszego rozwoju sytuacji. Zaatakowane zostały dwa statki. W ubiegłym tygodniu na jeden z nich Asphalt Princess wdarła się grupa uzbrojonych ludzi. Następnego dnia opuściła statek. Z nagrań komunikacji radiowej wynika, że porywaczami byli Irańczycy. Teheran zaprzecza.
Kilka dni wcześniej niezidentyfikowany dron z materiałem wybuchowym irańskiej produkcji rozbił się na tankowcu Mercer Street, należącym do konsorcjum związanego z jednym z izraelskich miliarderów. Zginął kapitan oraz członek załogi. – Jesteśmy w sytuacji wymagającej podjęcia militarnej akcji przeciwko Iranowi – oświadczył minister obrony Benny Ganz.
W dzień po akcji na Asphalt Princess w Teheranie odbyła się uroczystość oficjalnego objęcia władzy przez prezydenta Ebrahima Raisiego. W pierwszym rzędzie miejsca zajęli przedstawiciele rebeliantów Huti z Jemenu, szef Hamasu z Gazy Ismail Hanija, wiceszef Hezbollahu z Libanu Naim Kassem oraz Zijad Nakhalah, szef Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu, oraz przywódca Ludowego Frontu Wyzwolenia Palestyny (PFLP) Talal Naji. Wszystkie te organizacje są na listach terrorystów, nie tylko w USA i Izraelu, ale i UE. Większość z nich ma taki sam status na liście Ligi Państw Arabskich. Trudno mieć wątpliwości, że obecność gości była w gruncie rzeczy deklaracją ciągłości polityki Iranu.
Stawiła się też m.in. delegacja UE z Enrique'em Morą, obecnie koordynatorem projektu porozumienia atomowego z Iranem zawartym sześć lat temu przez USA, Francję, Wielką Brytanię, Niemcy oraz Chiny i Rosję. Trzy lata temu Donald Trump wycofał USA z porozumienia.
Sprawa zmieniła się po objęciu prezydentury przez Joe Bidena, ale kilka rund negocjacji na wiosnę tego roku, bez udziału USA, nie przyniosło rezultatów. Waszyngton domaga się, by Iran zrezygnował ze wzbogacania uranu. Teheran żąda szybkiego zniesienie amerykańskich sankcji i blokady na swoje miliardowe aktywa w USA.