– Przeżyliśmy ten bardzo niełatwy rok. Wytrzymamy i kolejne lata, ale nie odstąpimy. Niezależnie od tego, jak ciężko nam będzie, nie padniemy na kolana – grzmiał w poniedziałek Aleksander Łukaszenko. W rocznicę wyborów prezydenckich na Białorusi zaprosił do swojego pałacu dziennikarzy i ekspertów, z których lwią część stanowili sympatycy jego reżimu, przeważnie z krajów byłego ZSRR.
Podczas starannie wyreżyserowanej konferencji przekonywał, że białoruska gospodarka trzyma się dobrze i nawet odnotowuje wzrost w warunkach zachodnich sankcji. Zapewniał też, że jesienią ubiegłego roku białoruska milicja i funkcjonariusze służb bezpieczeństwa nie stosowali przemocy wobec protestujących i nie torturowano tysięcy zatrzymanych. Mówił, że na Białorusi nie ma więźniów politycznych, a za kratami siedzą wyłącznie osoby, które „złamały prawo". Gdy obecna na sali reporterka brytyjskiej BBC zapytała o ponad 600 więźniów politycznych i izolację międzynarodową reżimu w Mińsku, Łukaszenko rzucił, że Wielka Brytania jest „satelitą USA" i że Londyn prowadzi „zależną" od Waszyngtonu politykę. Tuż po tym białoruscy propagandyści i eksperci z rządowych ośrodków po kolei zaczęli słownie atakować dziennikarkę, co wywołało aplauz zgromadzonych.
Z Polski dopuszczono tam jedynie niszowy tygodnik narodowców „Myśl Polska", którego dziennikarka zapytała o „możliwości poprawienia relacji polsko-białoruskich" i ani słowem nie wspomniała o więzionych od miesięcy działaczach mniejszości polskiej Andrzeju Poczobucie i Andżelice Borys.
Podczas wielogodzinnego wystąpienia Łukaszenko kilkakrotnie wspominał o Polsce. Tłumaczył m.in., dlaczego niedawno uznał 17 września za święto państwowe.
– Józef Stalin, musimy mu ogromnie podziękować i nawet postawić pomnik. Bardzo konkretnie rozwiązał ten problem – przemawiał, mając na myśli sowiecką agresję na Polskę w 1939 r. Stwierdził, że po ubiegłorocznych wyborach Warszawa nie prowadziła samodzielnej polityki wobec Białorusi. – Zrobiliście wszystko, co powiedzieli wam w CIA – mówił.